poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 13

  Gdy wróciłam do domu, Matta nie było. Skoro byłam sama to przynajmniej nie musiałam niczego udawać. Od ucha do ucha miałam wymalowany szeroki uśmiech. Byłam cholernie szczęśliwa. W końcu byłam na randce z Zaynem! Nigdy chyba nie bawiłam się lepiej niż z nim. Jest taki przystojny, słodki i potrafi mnie rozbawić. Przynajmniej po dzisiejszym dniu wiedziałam, że nie lubi wróżek, a one nie lubiły jego.
  Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Nie było w nim niczego interesującego, więc od razu go wyłączyłam. Spojrzałam na okno i dostrzegłam, że wcale nie byłam sama.
  Na tarasie siedział Matt. Wyglądał jakby spał na siedząco, ale trzymał w dłoni odpalonego papierosa, którego co jakiś czas przystawiał do ust. Miałam tylko nadzieje, że mnie nie obserwował. Jego włosy były ułożone w tej jego charakterystycznej fryzurze. Miał na sobie białą koszulkę i czarne spodnie. Wyglądał jakby wychodził, ale bardziej obstawiałam wersje, że dopiero wrócił i dlatego tam siedział. Objęłam się rękami i obserwowałam go. Nie patrzył w moim kierunku, więc możliwe, że nawet nie wiedział, że wróciłam, chociaż było to mało prawdopodobne, bo włączyłam wcześniej telewizor. Matt osunął się na krześle, a głowę odchylił do tyłu. Przez długi czas wpatrywał się w niebo, a później zamknął oczy i wyglądał jakby zasnął.
  Wstałam z kanapy i ruszyłam na taras. Otwarłam okno i wyszłam na zewnątrz. Matt nadal miał zamknięte oczy jakby spał.
  - Matt, chodź do środka. - powiedziałam łagodnie.
  Chłopak zacisnął usta w wąską linię. Nadal jednak pozostał w tej samej pozycji. Chciałam odezwać się jeszcze raz albo nawet podejść do niego bliżej, ale tego nie zrobiłam. Za to on się odezwał i zdziwił mnie tym co powiedział. W zasadzie to mogłam się tego spodziewać.
  - Zostaw mnie. - mruknął niewyraźnie.
  Przez chwile zastanawiałam się, czy nie jest czasem pijany. Patrzyła na niego marszcząc czoło. Postanowiłam spróbować jeszcze raz.
  - Matt...
  - Głucha jesteś, Rooney? - warknął, spoglądając na mnie.
  Przygryzłam wnętrze policzka nadal na niego patrząc. Był zły, ale nie aż tak bardzo, więc raczej niczego złego nie zrobiłam. Bynajmniej tak mi się wydawało. Trudno było go zrozumieć. Obróciłam się i chciałam z powrotem wejść do środka, ale zatrzymał mnie jego głos.
  - Zostań.
  Oszołomiona obróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię, żeby upewnić się, że to nie wytwór mojej wyobraźni. Wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Odwróciłam się i podeszłam do niego bliżej. Brunet wyciągnął w moim kierunku rękę, którą bez zastanowienia złapałam. Daj palec, a weźmie całą rękę. To powiedzenie było jak najbardziej trafne w tej sytuacji.
  Matt pociągnął mnie i już chwile później siedziałam na jego kolanach. Objął mnie w pasie i trzymał jakby się bał, że zaraz ucieknę. To było bardzo prawdopodobne. Chłopak oparł swoje czoło o moje przedramię. Uniosłam rękę i przeczesałam jego włosy na prawą stronę, tak jak były wcześniej ułożone, zanim nie opadły mu do przodu. Wplotłam w nie swoje palce i odchyliłam jego głowę do tyłu. Miał zamknięte oczy.
  - Matt. - szepnęłam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. - Matt. - powiedziałam głośniej potrząsając jego ramieniem, ale teraz również nie zareagował.
  Oddychał, ale kompletnie nie reagował. Potrząsałam jego ramieniem, ale nic się nie działo. Wstałam na równe nogi. Wystraszona sięgnęłam po swój telefon, który miałam w kieszenie i wybrałam numer Zayna. Ręce mi się trzęsły i kompletnie nie wiedziałam co robić. Chłopak na szczęście odebrał od razu.
  - Rooney?
  - Zayn, pomóż mi! - pisnęłam do słuchawki.
  - Co się stało? Rooney? - wpatrywałam się w zamknięte oczy Matta i czułam jak łamię mi się serce.
  - Nie wiem! Matt, on... nie reaguje, gdy do niego mówię. Ma zamknięte oczy, ale oddycha! Pomóż mi, proszę. - mówiłam błagalnym głosem.
  - Zaraz tam przyjdę.
  - Jestem na tarasie. - powiedziałam, ale on już się rozłączył.
  Łzy ściekały po moich policzkach, a całe moje ciało się trzęsło. Klęczałam obok krzesła, na którym jeszcze chwile temu siedzieliśmy oboje i trzymałam jego twarz w dłoniach.
  - Matt, otwórz oczy. - błagałam. - Matt... proszę...
  Obraz rozmazywał mi się przez łzy. Bałam się, że on umrze. Cały czas do niego mówiłam, ale on nie odpowiadał. Czułam się kompletnie bezradna i wystraszona. Nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się obok mnie Zayn. Odsunął moje ręce od twarzy Matta i sprawdził mu puls.
  - Co się stało? - spytał Malik.
  - Siedzieliśmy tu... i on nagle... zamknął oczy.
  Zayn ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w moje zapłakane oczy.
  - Rooney, uspokój się. On żyje. Wszystko będzie dobrze, słyszysz?
  Pokręciłam głową, nadal zalewając się łzami. Trudno było mi mu uwierzyć, gdy tak cholernie się bałam. Zayn zabrał swoje ręce i spojrzał na Matta.
  - Może coś wziął. - stwierdził Zayn. - Zadzwońmy...
  W tym samym czasie usłyszeliśmy czyjeś kroki. Ktoś wszedł do domu. Zayn zmarszczył czoło i spojrzał w kierunku okna. Nie miałam pojęcia kto tam jest i szczerze mówiąc to nawet się tym nie przejmowałam. Chciałam, żeby Matt się obudził. To było teraz dla mnie najważniejsze. Moje serce waliło teraz jak oszalałe.
  - Rooney, gdzie Healy? - spytał dobrze mi znany głos.
  Zayn przesunął się, a czarnowłosy chłopak szybko podszedł do krzesła. Alex Turner. Jeden z tych beznadziejnych kolegów Matta. Już od bardzo dawna tu nie przychodzili. Matt nie pozwalał żadnemu tu przychodzić ze względu na mnie. Nie cierpiałam ich wszystkich. To była jedyna rzecz jaką Healy dla mnie zrobił. Doskonale wiedział, że nie lubiłam, gdy tu przesiadywali. Dlatego widok Alexa trochę mnie zdziwił.
  - Długo jest nieprzytomny? - spytał Alex.
  - Chwile.
  - Pomóż mi go zanieść do salonu. - zwrócił się do Zayna.
  Gdy Matt leżał już na kanapie i był tu Alex czułam, że będzie dobrze. Nigdy chyba tak bardzo nie cieszyłam się z jego widoku jak dziś.
  - Co tu robisz? - spytałam wycierając swoje mokre policzki.
  - Czekałem na Matta, ale nie przyszedł, więc przyszedłem po niego. - wyjaśnił krótko.
  Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
  - Nigdy nie widziałem, żebyś aż tak cieszyła się na mój widok. Może Matt pozwoli mi tu częściej przychodzić.
  - Co do tego to nic się nie zmieniło. - mruknęłam.
  Spojrzałam na Zayna i przygryzłam wnętrze policzka.
  - Dziękuje, że przyszedłeś. Możesz już iść.
  Malik tylko pokiwał głową i bez słowa wyszedł z domu. Było mi głupio za to jak go teraz potraktowałam, ale gdyby Matt się obudził i zobaczył Zayna nie byłoby zbyt ciekawie.
  - Nie martw się, Rooney. Healy dojdzie do siebie. - zapewnił mnie Alex.
  Poszłam do sypialni i przyniosłam koc i poduszkę. Przykryłam bruneta kocem, a poduszkę włożyłam mu pod głowę. Klęknęłam obok kanapy i pogłaskałam jego policzek.
  - Kim był ten koleś? - zapytał Alex.
  - Mieszka na przeciwko. Przyjaźnimy się.
  - Jak było na randce? W wesołym miasteczku, tak? - usłyszałam w jego głosie drwinę.
  - Skąd ty...?
  Spojrzałam na niego, a później na Matta. Skąd on wiedział? Jakim cudem dowiedział się o tym skoro byłam tak ostrożna? I dlaczego nie zrobił mi z tego powodu awantur albo dlaczego niczego nie zrobił Malikowi? Jeszcze raz spojrzałam na Alexa.
  - Naprawdę myślałaś, że Healy jest taki głupi? - zaśmiał się. - Stwierdził, że poczeka. Wpadłaś w niezłe tarapaty, Rooney.
  Jakbym sama o tym nie wiedziała, ale jak do cholery o wszystkim się dowiedział? To było niemożliwe. Wiedziałam tylko ja, Zayn, Alison i może Harry. Nikt na pewno by mu nie powiedział.
  - Gdy tu przyszedłem to trudno było mi uwierzyć, że ten chłopak to koleś, o którym opowiadał mi Matt.
  - Dlaczego? - dopytywałam.
  - Bo szukałaś w nim pomocy, a nie kompana do ucieczki. - wzruszył ramionami. - A wyglądałaś jakby zawaliło ci się całe życie.
  - Skąd wziąłeś te mądrości? Przestań gadać albo najlepiej stąd idź. - mruknęłam.
  Chłopak uciszył się, ale nadal siedział na końcu kanapy. Spojrzałam na Matta. Zawsze miał spokojną twarz, gdy spał. Dlaczego tak bardzo się o niego bałam, skoro go nie kochałam? Spowodował tyle cierpienia w moim życiu, że sama wcale nie powinnam się przejąć jego stanem, a jedna stało się inaczej. To co mówił Alex nie mogło być prawdą. Co on mógł o mnie wiedzieć? Nawet nie byłam zła na Healywgo za to co zrobił, a raczej za to, że o wszystkim wiedział. Nie chciałam nawet myśleć o tym co się stanie, gdy będzie chciał ze mną o tym pogadać. O ile w ogóle będzie chciał gadać, a nie od razu iść do Zayna.
  Odgarnęłam mu włosy z twarz. Nadal się martwiłam, ale już znacznie mniej. Obecność Alexa mnie uspokoiła, chociaż nie do końca, bo powiedział mi wiele rzeczy, o których chyba nie chciałam wiedzieć.
  - Idź spać, Rooney. - polecił mi szatyn, ale ja od razu pokręciłam głową.
  Chciałam przy nim zostać i dopilnować, żeby nic mu się nie stało. Nadal przed oczami miałam jego nieprzytomną twarz. Czułam się jakby to wszystko było moją winą, chociaż w rzeczywistości wcale nie było.
  - Może powinniśmy zadzwonić po pogotowie. Skąd możesz wiedzieć co mu jest?
  - Oszalałaś? Chcesz wysłać ćpuna do szpitala? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co by się stało. - warknął.
  Faktycznie miał racje, ale w tej chwili nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Nadal wpatrywałam się w twarz chłopaka. W tym momencie byłam gotowa mu wszystko wybaczyć. Sama w to nie wierzyłam, ale naprawdę mogłam to zrobić.

~~*~~

Kompletnie nie miałam pomysłu na ten rozdział, ale jak już zaczęłam pisać to nie potrafiłam przestać. Tak cholernie podoba mi się to co napisałam. :D Po prostu uwielbiam Matta. :3 Mam nadzieje, że i wam tak bardzo podoba się ten rozdział. :D

Alex został dodany do zakładki ''bohaterowie''. Jeśli chcecie możecie zajrzeć. :)

Komentujcie, bo to cholernie motywujące. :D Liczę na wasze opinie i uwagi. :*

Nika

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 12

  Zanim cokolwiek zrobiłam, wyszłam na taras i zadzwoniłam do Alison. Poprosiłam ją aby w razie czego mnie kryła. Wiedziałam, że nie będę ją musiała o to prosić, bo ona i tak na pewno by to zrobiła, ale chciałam mieć pewność, że tu nie przyjdź, gdy ja będę z Zaynem. Matt wtedy już by mi nie groził tylko wykonał swoją obietnice. Tak dużo ryzykowaliśmy.
  Wróciłam do domu i poszłam się ogarnąć. Byłam w kompletnym nieładzie, a miałam coraz mniej czasu. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, zrobiłam codzienny makijaż, który składał się z tuszu i różowej szminki, następnie ubrałam się w przyszykowane wcześniej ubrania i wyszłam z łazienki.
  Matt siedział na kanapie, a gdy mnie zobaczył otwarł szerzej usta. Był przyzwyczajony do tego, że wyglądam jak szara myszka? To było kiedyś. Healy podrapał się po karku.
  - Ładnie wyglądasz, Rooney.
  Powiedział w końcu. Z niewzruszoną miną na niego spojrzałam.
  - Wyglądam jak zwykle. - mruknęłam. - No może z wyjątkiem tego, że dziś rozpuściłam włosy i ubrałam coś co nie przypomina starych dresów. Przyzwyczajaj się, bo nie mam zamiaru wiecznie wyglądać jak lump.
  Chłopak wpatrywał się we mnie i pewnie zastanawiał się co powiedzieć. Spojrzałam na swój nadgarstek i poprawiłam zegarek, który dostałam od Alison.
  - Gdybyś dawał mi czasami pieniądze nie miałabym z tym problemu.
  Brunet wstał i wyciągnął z kieszeni portfel. Zaśmiałam się widząc ten widok.
  - Nie wierze w to co widzę! Matt Healy chce mi dać pieniądze. - pokręciłam głową. - Już ich nie chce. Wolałabym żebrać na ulicy niż wziąć od ciebie choćby grosz.
  Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, nie obracając się za siebie. Słyszałam, że za mną poszedł, ale musiałam udawać twardą. W głębi duszy wcale taka nie byłam, ale chciałam, żeby on w to uwierzył nie ja.
  - Jesteś na mnie zła? - prychnął opierając się o futrynę.
  - Zachowujesz się jakbyś był Bogiem i wszyscy muszą ci się podporządkować. - stwierdziłam wkładając buty. - Ja się na to nie pisze.
  - Stałaś się taka mądra, bo właśnie wychodzisz.
  Od razu pokręciłam głową, spoglądając na niego. Miał zaciśniętą szczękę, więc wcale nie był taki wyluzowany jak chciał być.
  - Jestem już tym wszystkim zmęczona, Matt. Mam już ciebie dość.
  Mówiąc te słowa sięgnęłam ręką po klamkę. Nacisnęłam ją i chciałam otworzyć drzwi, ale Healy w tym samym czasie zamknął je z głośnym trzaskiem. Zacisnęłam usta w cienką linie.
  - Powiedz mi teraz jaka jestem beznadziejna, jak to bardzo mną gardzisz.
  Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Matt spoglądał na mnie marszcząc czoło. Uniósł dłoń i odgarnął kosmyki moich włosów za ucho.
  - Kogo tym razem będziesz chciał zabić? Zayna? Alison? Może Harryego? Zabij mnie. - podsunęłam mu. - Wszystkie moje problemy zostałyby rozwiązane. Zrób to! - krzyknęłam.
  Brunet przysunął się do mnie i chciał mnie objąć, ale go od siebie odepchnęłam. Obróciłam się, szybko wychodząc z mieszkania. Co on sobie wyobrażał? Zachowuje się jak jakiś kompletny idiota i nagle przypomniało mu się, że przecież podobno mnie kocha. Jak dla mnie ten związek nie miał sensu. Matt Healy mógłby zniknąć z mojego życia raz na zawsze, a ja nie zapłakałabym z tego powodu ani razu. Już dość wylanych łez przez tego bezuczuciowego dupka.

  Oboje z Zaynem podeszliśmy do stoiska z watą cukrową. Chłopak kupił jedną, którą chwilę później mi podał. Sam powiedział, że nie ma ochoty, chociaż i tak co jakiś czas skubał moją.
  - Idziemy na kolejkę? - spytałam.
  - Przed chwilą powiedziałaś, że nie chcesz. - zaśmiał się.
  Wzruszyłam ramionami, nie potrafiąc się nie uśmiechnąć. Wzięłam kolejny kawałek waty do buzi. Zawsze uwielbiałam ten smak. To taki minimalny powrót do tych dobrych chwil z mojego dzieciństwa.
  - Ty przed chwilą powiedziałeś, że nie masz ochoty na watę. Jesteś taki niezdecydowany. - stwierdziłam przewracając oczami teatralne.
  Od razu odpowiedział mi jego szczery śmiech.
  - To samo można powiedzieć o tobie.
  - Mi wolno, jestem kobietą, a kobiety są wiecznie niezdecydowanie.
  Przystanęłam w miejscu i wskazałam palcem na mały namiot z napisem wróżka Samantha. Malik zmarszczył czoło wpatrując się w namiot.
  - Wierzysz w takie brednie? - zdziwił się.
  - Nie i właśnie dlatego chce tam iść. Nigdy nie zrobiłeś żadnej rzeczy tylko po to by się pośmiać? - spytałam ruszając w kierunku namiotu.
  Nawet nie wiedziałam, czy Mulat za mną poszedł. Byłam bardzo ciekawa co ta kobieta mi powie. Weszłam do środka, a zaraz za mną wszedł Zayn. Rozejrzałam się dookoła. Na środku stał stolik, a na nim czerwony obrus, karty do tarota i szklana kula. Obok stolika stały dwa krzesła, a na jednym z nich siedziała kobieta w różowej sukience, która bardziej przypominała szatę. Na głowie miała tego samego koloru turban, a w uszach kolczyki z dużymi, świecącymi kamieniami.
  - Witajcie, moje dzieci. - powiedziała radośnie. - Spodziewałam się was.
  Wskazała palcem na krzesło obok wejścia do namiotu.
  - Weź je i chodźcie bliżej. - zachęcała nas.
  Jak zaczarowana podeszłam do krzesła obok stolika i usiadłam na przeciwko kobiety. Spod turbana wystawały jej czarne kosmyki włosów. Kobieta miała około czterdziestu paru lat. Jej twarz była pokryta dużą ilością makijażu i brokatu, ale mimo wszystko na jej twarzy były niewielkie zmarszczki, które od razu rzucały się w oczy.
  - Ty również podejdź. - spojrzała na Malika, który własne przysunął swoje krzesło do stolika. - Daj mi swoją rękę, a powiem ci jaka będzie twoja przyszłość, koteczku. - zwróciła się tym razem do mnie.
  Podałam jej swoją szczupłą, trochę klejącą się dłoń, którą ona od razu odwróciła i przyjrzała się jej linią.
  - Masz bardzo długą linię miłości, ale zaś niezbyt długą linię życia. - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Ale nie przejmuj się tym, ponieważ większość ludzi, którzy tu przychodzą takie mają. Przewlekłe choroby są najczęstszą przyczyną. - mruknęła.
  Przeszedł mnie dreszcz słysząc w jak banalny sposób to mówiła. Tak jakby kompletnie ją to nie obchodziło, a ja byłam po prostu jedną z wielu. Liczyłam na to, że usłyszę coś bardziej wartościowego.
  - Nie ma najmniejszego powodu, żeby się przejmowały, bo to ściema. W tej swojej kuli widzi pani przyszłość? - zaśmiał się Zayn. - Widziała pani nas w niej jak szliśmy?
  - Nie bądź śmieszny, młody niedowiarku! - podniosła głos patrząc rozzłoszczonym wzrokiem na chłopaka.
  - Ześle pani na mnie klątwę? - prychnął.
  - Jeśli myślisz, że tymi oszczerstwami zaistniejesz w oczach tej młodej damy, to się mylisz. - powiedziała oschle.
  Zayn wstał i spojrzał na mnie.
  - Wiedziałem, że to głupi pomysł, żeby tu przychodzić, Rooney.
  Kobieta również wstała i spojrzała na Malika. Zaczęłam mu się dokładnie przyglądać, a raczej jego tęczówką. Szatyn też na nią spojrzał, marszcząc czoło.
  - W twoich oczach widać zakochanie, ale coś stoi ci na przeszkodzie by zyskać jej miłość. Widać też niepewność i lęk przed czymś co ci zagraża. Jesteś odważny, ale nawet ta odwaga jest zbyt słaba by zwalczyć strach. Dlaczego zamknąłeś oczy? - zaśmiała się. - Powiedziałam za dużo? Ty i twoje zwątpienie w ludzkie umiejętności kiedyś zginiecie.
  - Bo tak powiedziała emerytowana wróżka telewizyjna?
  Kobieta cała się zaczerwieniła, a jej oczy otwarty się szerzej. Przyłożyła dłoń do czoła i jak płatek kwiatu opadła na krzesło głośno wciągając powietrze.
  - Wyjdźcie. - zażądała zdławionym głosem. - Dostałam migreny. To przez waszą złą energię. - fuknęła. - Mogę ci tylko współczuć, kochanie. Odrywając się od jednego chama natrafiasz na kolejnego.
  Oboje ruszyliśmy do wyjścia, ale jej słowa zdążyły się wyryć w mojej pamięci. Gdy opuściliśmy namiot wróżki spojrzałam oszołomiona na Zayna.
  - Co to było? - zachichotałam.
  - Nawiedzona wróżka. - odpowiedział kręcąc z dezaprobatą głową. - Nigdy więcej! Obiecaj, że nie będziesz chciała tu wrócić.
  Znowu zaczęłam się śmiać. Malik miał minę jakby przed chwilą ktoś go uderzył.
  - Zirytowałeś ją!
  Gdy ruszyliśmy przed siebie, naprawdę miałam nadzieje, że nigdy tu nie wrócę.
  - To było okropne. - stwierdził, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. - Wlepiła we mnie ten swój wzrok i zaczęła mówić te rzeczy. - chłopak pokręcił głową. - Nigdy więcej, Rooney!
  - Obiecuje. - zaśmiałam się. - Ale mogłeś dać jej szanse. Od razu założyłeś, że to oszustka.
  - I nadal tak twierdze.
  Oboje z Zaynem poszliśmy przejechać się kolejką. Wrzeszczałam całą drogę w dół, a Zayn nie potrafił się ze mnie nie śmiać. To był świetny dzień i zamierzałam z nim jeszcze taki spędzić. Zayn był naprawdę świetnym chłopakiem. Wróżka wcale nie miała racji mówiąc, że jest taki jak Matt.

~*~

Nie wiem jeszcze kiedy napisze kolejny rozdział, ale chyba niedługo. :3
Komentujcie opowiadanie i dodawajcie się do obserwatorów. :)
Życzę wam wesołych świąt i udanego sylwestra. :*

Nika

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 11

    Kompletnie nie miałam pojęcia gdzie Zayn jedzie. Zresztą było mi to obojętne byle nie wracać do Matta. Niecierpliwie stukałam palcem o nogę.
  - Już jesteśmy. - powiedział, parkując samochód na parkingu.
  Kompletnie nie wiedziałam co to za miejsce. Dwupiętrowy budynek, który przypominał trochę szpital albo szkołę.
  Wysiadłam z auta i spojrzałam pytająco na Zayna. Co to było za miejsce i co tu robiliśmy?
  - Chodźmy.
  Zayn wyciągnął do mnie rękę, którą od razu złapałam. Poprowadził mnie do drzwi, po czym otworzył je przede mną i przepuścił pierwszą. Niepewnie przekroczyłam próg i rozejrzałam się dookoła.
  Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy przypominało trochę jakiś prywatny blok, chociaż budynek wcale na blok nie wyglądał. W portierni siedział straszy mężczyzna, który spojrzał w naszym kierunku witając nas zwykłym: dzień dobry. Malik podszedł do mężczyzny i chwilę o czymś z nim rozmawiał, po czym kiwnął do mnie głową.
  Oboje teraz szliśmy jakimś korytarzem, a po jego obu stronach mieściły się jakieś drzwi. Gdy pytałam chłopaka gdzie idziemy on odpowiadał tylko, że zobaczę za chwilę. Nigdy nie byłam cierpliwa i wcale nie ukrywałam tego przed Mulatem. Czasami mijali nas jacyś ludzie, niektórzy byli w fartuchach lekarskich, a zaś inni byli to starsi ludzie.
  Zayn zatrzymał się przed pokojem z numerem 38 i cicho zapukał. Nie czekając na pozwolenie nacisnął klamkę i zajrzał do środka. W pokoju nikogo nie było. Nawet nie mogłam się przyjrzeć dokładniej wnętrzu, ponieważ chłopak zamknął drzwi i ruszył ponownie przed siebie.
  - Idziemy na dwór. - powiedział uśmiechając się w moim kierunku.
  Gdy doszliśmy do drzwi prowadzących na zewnątrz, Zayn wreszcie wyjaśnił mi co tu robimy.
  - To dom starości. - wyjaśnił. - Tu mieszkają moi dziadkowie i chce, żebyś ich poznała.
  Nie bardzo rozumiałam dlaczego Zaynowie zależało na tym, żebym poznała jego babcie i dziadka. Było to trochę dziwne, ponieważ właściwie nawet dobrze nie znałam jego.
  - Tylko nie myśl, że moja rodzina nie chciała się nimi zajmować. Oni sami podjęli taką decyzje. Moja mama nie chciała się na to zgodzić, ale nic nie mogła zrobić. - chłopak wzruszył ramionami.
  Zatrzymał się i zaczął wypatrywać swojej rodziny. Nadal zastanawiałam się dlaczego tak bardzo chciał, żebym tu z nim przyjechała. Przecież jego dziadkowie nawet mnie nie znali, a pewnie chciał ich odwiedzić. Byłam dla nich kompletnie obca.
  Malik złapał za moją dłoń i zaczął prowadzić w kierunku ławek. Siedziało tam kilka starszych ludzi. Na jednej dwie kobiety, które zawzięcie o czymś dyskutowały, na ławce dalej mężczyzna czytający gazetę, a zaś na kolejnej starsza pani wpatrzona w mężczyznę siedzącego obok siebie. Oboje byli w zbliżonym wieku do siebie, więc była to niewielka różnica wiekowa. Gdy podeszliśmy trochę bliżej zauważyłam, że trzymają się za ręce. Byli szczęśliwi i to można było zauważyć od razu.
  Zatrzymaliśmy się przed trzecią z ławek, obok dziadków Zayna. Kobieta spojrzała na nas i od razu się uśmiechnęła.
  - Zayn. - powiedziała ucieszona kobieta. - Przecież mówiłam ci, żebyś nie przyjeżdżał. Pewnie jesteś zajęty przeprowadzką.
  - Dla was zawsze mam czas. - odpowiedział z uśmiechem. - Poza tym przyjechałem z przyjaciółką. Rooney to moja babcia i dziadek.
  - Dzień dobry. Miło mi państwa poznać.
  - Nam również. - odezwał się zachrypnięty męski głos.
  Dziadek Zayna zaczął strasznie kaszleć, a jego babcia z współczuciem patrzyła na męża. Wyciągnęła z kieszeni jego kamizelki jakiś mały przedmiot, który od razu mu podała. Był to chyba inhalator. Zatroskana kobieta gładziła ramię męża.
  - Dziadek się dzisiaj gorzej czuje. - oświadczyła spoglądając na Zayna.
  - Może pójść po pielęgniarkę? - spytał Malik.
  - Nie. - oświadczył słabym głosem jego dziadek.
  - Wracajmy do pokoju.
  Babcia Zayna wstała z miejsca i pomogła zrobić to samo mężu. Oboje powoli ruszyli w kierunku ośrodka.
  - Zayn, przyjedzcie innym razem. - zawołała spoglądając przez ramie.
  Chłopak bez słowa na mnie spojrzał i wzruszył ramionami.
  - Nie przejmuj się.
  Chyba zauważył jaki wyraz twarzy miałam. Zayn złapał moją dłoń i przybliżył się do mnie.
  - Chciałem ci pokazać jak wygląda prawdziwa miłość. - szepnął nachylając się w moim kierunku. - Zachowują się jakby mieli jeszcze przed sobą całe życie. Mimo tego, że są już starzy nadal się kochają i nie widza poza sobą życia.
  Wpatrywałam się w odchodzącą parę. Teraz rozumiałam o co mu chodziło. Chciał mi udowodnić, że to co jest między mną, a Mattem wcale nie nazywa się miłością. Miał racje. Nie wyobrażałam spędzenia starości obok Matta.
  - Jak się poznali?
  - Niewiele wiem, bo ani babcia, ani dziadek nie chcieli mi tego opowiedzieć. Babcia była wtedy bardzo młoda, bo miała zaledwie siedemnaście lat, a dziadek dwadzieścia pięć. Jej rodzice byli przeciwni temu związkowi, ponieważ dziadek był od niej starszy i nie miał pieniędzy. Oboje zresztą pochodzili z biednych rodzin. Wiem tyle, że babcia miała zakaz spotykania się z dziadkiem, ale oboje bardzo się kochali, więc postanowili, że uciekną. Najwyraźniej im się udało, ponieważ są razem do tej pory. - wzruszył ramionami. - Babcia nigdy nie chciała o tym mówić, ponieważ to dla niej smutny temat. Mimo wszystko zawsze tęskniła za rodzicami, ale teraz ma już swoją rodzinę i dziadka.
  Wpatrywałam się w Zayna i nie potrafiłam uwierzyć w to, że oni naprawdę byli ze sobą tak dużo. Przeżyli naprawdę wiele skoro musieli uciec, żeby ze sobą być. W dodatku nie mieli pieniędzy, więc to tylko musiało im utrudniać życie. Szkoda, że Zayn nie zna większych szczegółów tej historii, bo na pewno była niezwykła. Może kiedyś jego babcia mu ją opowie ze szczegółami i również ja dowiem się o niej więcej.
  - Wracajmy.
  Głos Malika wyrwał mnie z chwilowych rozmyśleń. Znowu byliśmy w szarej rzeczywistości. Na myśl o powrocie do domu od razu popsuł mi się humor.
  - Spotkamy się jutro? - spytał szatyn, gdy szliśmy do samochodu.
  - Rozmawialiśmy już o tym. - przypomniałam mu.
  - Właśnie, więc gdzie chciałabyś iść?
  To było miłe, że pomimo mojej odmowy Zayn nadal nalegał na to abyśmy się dalej spotykali. W jakimś maleńkim stopniu musiało mu zależeć.
  - Może wesołe miasteczko? Nie pamiętam kiedy tam ostatnio byłem, a tobie przyda się trochę rozrywki.
  Jego uśmiech nie pozwalam mi na jakikolwiek sprzeciw. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego wesołej twarzy. Przygryzłam dolną wargę i skinęłam głową.
  - Proponujesz mi zwykłe przyjacielskie spotkanie? - uniosłam jedną brew do góry nie spuszczając z niego spojrzenia.
  Zayn wyraźnie nie wiedział co ma odpowiedzieć. Na jego twarzy była widoczna niepewność. Może wcale nie powinnam tego mówić?
  - Nie.
  Teraz to ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. Poczułam się trochę zakłopotana, ponieważ najpierw chce zerwać z nim kontakt, a później wymuszam takie sytuację. Ciężko westchnęłam.
  - Przepraszam. - mruknęłam cicho.
  - Rooney, pójdziesz ze mną na randkę?
  Jestem kretynką, która kompletnie zwariowała.
  - Tak, Zayn, pójdę z tobą na randkę.
  Widząc jego promienny uśmiech moje serce znowu dało o sobie znać. Uderzało tak jakbym właśnie przebiegła maraton.
  Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam, ponieważ nie byłam fair ani wobec Zayna ani wobec Matta, ale co mogłam zrobić w obecnej sytuacji. Mój związek z Healym i tak był już tylko wspomnieniem. Nie kochałam go, nigdy. Może późno sobie to uświadomiłam, ale przez cały czas myślałam, że to miłość. Jak mogłam porównywać do siebie tak odległe do siebie uczucia? Zauroczenie i miłości.

~*~

Jeśli czytajcie moje opowiadanie to byłabym wdzięczna gdybyście komentowali, ponieważ to bardzo motywuje do pisania. :D

Zapraszam:
http://ask.fm/opowiadanianiki
http://dark-story-with-one-direction.blogspot.com


Nika

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 10

  Poszłyśmy z Alison do parku, żeby spokojnie porozmawiać. Dziewczyna uspokoiła się już po tym jak Matt ją uderzył. Było mi strasznie wstyd za to, że mój chłopak był kimś tak agresywnym. Cały czas nie mogłam pojąć jak ktoś może się tak bardzo zmienić. Kiedyś był zupełnie inny. Wtedy go kochałam, a teraz? Nie miałam innego wyboru.
  - On ma jakieś problemy. Nie wiem o co chodzi, ale zauważyłam, że coś jest nie tak.
  - Chyba umysłowe. - powiedziała oschle Ali.
  - Wczoraj zauważyłam, że coś się stało. - udawałam, że nie słyszałam jej słów.
  - Czemu tak sądzisz?
  - Spędziłam wczorajszy wieczór z Zaynem i Harrym, a on nie chce żebym się z nimi spotykała. Świetnie się bawiliśmy. Trochę z nimi wypiłam, a gdy wróciłam do domu, Matt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Siedział w kuchni i nad czymś najwyraźniej myślał. Nie zrobił mi awantury o to, że byłam pijana, a tym bardziej o to, że byłam u sąsiadów. Coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć co. - westchnęłam. - Przepraszam cię. Nie chciałam, żebyś znowu była świadkiem naszej kłótni.
  - O co mu w ogóle chodziło?
  - Rozmawiałam przez telefon z Zaynem, a gdy zobaczyłam Matta wystraszyłam się i zaczęłam udawać, że rozmawiam z tobą.
  - To moja wina. Przyszłam i nawet wcześniej cię nie uprzedziłam. - skrzywiła się.
  - On na pewno wiedział już wcześniej, że go okłamuje. - wypuściłam głośno powietrze. Spojrzałam na siostrę i zauważyłam, że uśmiecha się pod nosem. - Co? - blondynka uniosła zdezorientowana głowę. Chyba nie zrozumiała o co mi chodzi. - Czemu się uśmiechasz?
  - Kręcisz z seksownym sąsiadem, Rooney? - uniosła jedną brew i spojrzała na mnie podejrzliwie. Zaśmiałam się.
  - Nie, nie kręcę z sąsiadem, Alison.
  - Spójrz idzie tam!- odwróciłam się szybko i spojrzałam w tym samym kierunku co ona, ale nikogo tam nie było.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. - mruknęłam.
  Blondynka głupio się śmiała z mojej reakcji.
  - Widać, że wcale cię nie obchodzi.
  - Bo tak jest.
  - Zadzwoń do niego. - powiedziała poprawiając swoje włosy.
  - Właściwie to masz rację. Muszę z nim pogadać.
  Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam jego numer. Alison dokładnie mi się przyglądała. Na jej ustach był wymalowany uśmieszek zadowolenia. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to nie będzie przyjacielska pogawędka tylko poważna rozmowa.
  - Hallo?
  - Hej, Zayn. Musisz porozmawiać.
  - Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
  - To nie rozmowa na telefon. - westchnęłam.
  - Jasne. Chcesz się teraz spotkać? Jesteś w domu?
  - Jestem w parku. Przyjdź jeśli możesz. Będę czekać.
  - Okej. Będę za chwilę. - rozłączył się, a ja znowu głośno westchnęłam.
  - Jesteś z nim w ciąży? - jej niespodziewane pytanie kompletnie mnie zdziwiło.
  - Oszalałaś?! Skąd ci to przyszło do głowy?
  - Rozmawiałaś z nim tak jak w filmach, gdy dziewczyna chce powiedzieć chłopakowi, że wpadła. - zaśmiałam się.
  - Alison, nic mnie z nim nie łączy. To tylko przyjaciel.
  Właściwie to był moim pierwszym przyjacielem. Nigdy wcześniej nikogo tak nie traktowałam. W domu dziecka nie miałam nikogo bliskiego. Byłam za bardzo skryta, żeby się z kimś przyjaźnić. Zawsze trzymałam się na uboczu.
  - Okej, jak tam sobie chcesz. Ja już pójdę skoro musisz wyjawić mu sekret o dziecku.
  - Alison! - pisnęłam. - Przestań już z tą ciążą.
  - Do zobaczenia.
  Dziewczyna z uśmiechem na ustach, pomachała mi na odchodne. Odprowadzałam ją wzrokiem i sama zagłębiałam się w wspomnieniach. Zawsze uważałam, że dzień, w którym poznałam Matta Healy'ego jest moją przepustką do szczęścia. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać, że to był tylko kolejny gwóźdź do trumny.

  Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku ośrodka. Miałam jeszcze do przejścia tak długą drogę, a nie byłam nawet w połowie swojego celu. Byłam spóźniona piętnaście minut, a tyle samo zajmowała mi dalsza droga. Przez to, że straciłam rachubę czasu, teraz zostanę ukarana i jutro czas mojego wyjścia, skrócony będzie dwa razy tyle ile się spóźniłam. Gdyby przynajmniej jechał ten przeklęty autobus, ale oczywiście uciekł mi sprzed nosa. Prawie biegłam by moja nieobecność nie była aż tak długa. Walczyłam o każdą sekundę spędzaną poza domem dziecka, a teraz tak po prostu się spóźnię. Przestrzegałam każdej zasady, a to jedno przewinienie odbierze mi jedyną rzecz jaką posiadam i na jakiej mi jeszcze zależy.
  Potknęłam się o dziurę w chodniku przez co wylądowałam na ziemi. Przeklęty chodnik! Podniosłam się i otrzepałam ubrudzone spodnie, ale tylko roztarłam błoto. Ruszyłam dalej mimo bólu jaki przeszywał moją nogę. Za chwilę przejdzie, a ja przecież muszę iść dalej.
  Przeszłam zaledwie kilka metrów i skręciłam za róg sklepu. Widząc grupkę chłopaków stojących na mojej drodze od razu chciałam zawrócić, ale to była najszybsza droga. Zacisnęłam pięści i szybko ruszyłam wzdłuż ulicy. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej grupki. Nienawidziłam takich sytuacji, ale nie miałam wyboru. Rooney, dasz radę. Idź przed siebie jak gdyby nigdy nic. Dopingowałam się w myślach. Gdy zbliżyłam się jeszcze bliżej, jeden z nich spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się łobuzersko.
  - Cześć! - zawołał od razu.
  Jego towarzysze również obdarzyli mnie swoim spojrzeniem. Było ich pięciu co jeszcze bardziej mnie stresowało. Nie odpowiedziałam mu tylko dalej szłam. Niestety, teraz byłam w samym środku tej grupki.
  Gdy chciałam ich minąć, ten sam chłopak co wcześniej, zagrodził mi drogę.
  - Cześć!
  Ponowił próbę, ale ja kolejny raz próbowałam go minąć. Oczywiście z marnym rezultatem. Zrezygnowana stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego wściekle.
  - Przepuść mnie. - podniosłam głos, co zdziwiło nawet mnie.
  Nie mogłam pokazać mu, że ta sytuacja mnie przeraża. Nie ważne, że najchętniej uciekłabym jak najdalej stąd. Nie wolno okazywać strachu.
  - Chciałem się tylko przywitać. - powiedział rozbawiony.
  - Śpieszę się.
  Kontynuowałam udowadnianie mu, że naprawdę nie mam czasu na bezsensowne pogawędki.
  - Matty. - przedstawił się wyciągając w moim kierunku dłoń.
  Wpatrywałam się w niego ze zrezygnowaniem. Ja nie zamierzałam mu się przedstawiać.
  - Chce przejść. - przypominam mu.
  - Healy, nie warto. Spójrz na nią. Wygląda jakby nigdy nie miała styczność z lusterkiem. To jakaś...
  - Zamknij się! - warknął na niego Matty. - Nie mów tak na nią.
  Odsunął się kawałek i od razu wykorzystałam ten moment jako ratunek. Szybko przeszłam obok niego i pobiegłam przed siebie. Łzy cisnęły mi się do oczy.
  Skąd mógł wiedzieć, że ubrudziłam się, gdy upadłam na mokry chodnik? Skąd mógł wiedzieć, że włosy roztrzepały mi się na głowie, bo biegłam za autobusem? Zawsze najłatwiej jest kogoś oceniać. On zaraz pójdzie do ciepłego domu, a ja będę musiała się tłumaczyć przed jakąś wściekłą kobietą, która nie toleruje spóźnień.
  - Zaczekaj! - usłyszałam za plecami.
  Chłopak zrównał się ze mną i złapał za moją rękę, żeby mnie zatrzymać. Stanęłam w miejscu wyszarpując nadgarstek z jego uścisku.
  - Zostaw mnie!
  - Jak masz na imię?
  - Rooney. - odpowiedziałam w końcu.
  Brunet uśmiechnął się zadziornie.
  - Wierzysz w przeznaczenie?
  - Nie. - burknęłam pod nosem oburzona.
  - Moim jest dbanie o ciebie.
  - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - zdziwiłam się słysząc jego słowa.
  - Nie, ale wierze, że ty w nią wierzysz. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
  - Chyba zwariowałeś.-  stwierdziłam ruszając dalej, a Matty oczywiście poszedł za mną. - Przecież nie jestem ładna, więc czego ode mnie chcesz? - chłopak znowu mnie zatrzymał.
  - To prawda.-  znowu pojawił się ten jego łobuzerski uśmiech. To zabolało. - Bo ty jesteś piękna.
  Złapał moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Chciałam się odsunąć, ale obejmował mnie jedną ręką w pasie.
  Czułam się przy nim tak dziwnie. Sposób w jaki do mnie mówił i to jak mocno obejmował moją talie pozwoliło mi wierzyć, że będę kiedyś dla kogoś ważna.
- Niedługo nie będziesz widziała poza mną świata, obiecuje. Nikt nie ma prawa cię obrażać, pamiętaj. Inaczej przywita się z moim prawym sierpowym. Na niego też przyjdzie pora. - spojrzał w kierunku swoich znajomych. - Ale najpierw cię odprowadzę.

  - Rooney? - z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
  Spojrzałam na chłopaka, który właśnie usiadł obok mnie. Zayn. Znowu poczułam te dziwne uczucie w moim żołądku. Dlaczego to wszystko jest takie trudne.
  - Zayn, musimy przestać się widywać. To i tak zaszło już za daleko. - westchnęłam.
  - Dlaczego? Znowu ci groził? - przymknęłam powieki.
  Kiedyś tyle nas łączyło, a teraz? Bałam się o to, że zabije niewinnego chłopaka.
  - To jest już zbyt poważne, żeby tak po prostu go lekceważyć. On zrobi ci krzywdę, jeśli kolejny raz się spotkamy.
  - Rooney...
  - Zayn, on jest zdolny do wszystkiego, rozumiesz? Powiedział, że cię zabije. To już nie jest tylko grożenie. On naprawdę to zrobi.
  Czułam jak łzy zalewają moje oczy. Nienawidziłam czuć się bezsilnie.
- Strasznie cię lubię, dlatego musimy zerwać kontakt.
  - Będziemy spotykać się za miastem, a tu będziemy udawać, że już się nie kontaktujemy. - od razu pokręciłam przecząco głową.
  - Nie będę ryzykowała.
  Jedna pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Zaraz za nią pociekły kolejne.
  Zayn wstał podając mi swoją dłoń, którą od razu chwyciłam. Stanęłam obok niego. Chłopak wytarł moje mokre policzki, a następnie położył na nich swoje dłonie.
  - Nie płacz, proszę. Zaufaj mi, Rooney. - szepnął.
  Jego głos był tak bardzo łagodny. Zacisnęłam usta, które teraz utworzyły prostą linię.
- Twoje łzy łamią mi serce. - wyszeptał wpatrzony w moje czerwone oczy.
  Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że najbardziej na świecie chce właśnie jego przy sobie, ale nie mogłam. Co stało by się później? Nie mogliśmy być ze sobą. Poza tym prawie się nie znaliśmy. On próbował mi tylko pomóc, tak jak robią to przyjaciele.
  Zrobiłam mały krok do przodu i przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej. Czułam jego perfumy, które starałam się zapamiętać. Jego ciepło w tej chwili było dla mnie czymś wyjątkowym, a świadomość, że właśnie mnie obejmował jeszcze bardziej mnie pocieszała. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, a pomiędzy palcami trzymałam materiał jego koszulki.
- Rooney, chodź pokażę ci coś. - szepnął do mojego ucha.
  Nie chciałam się od niego odsuwać. Tak bardzo chciałam coś dla niego znaczyć. Zrobiłam niewielki krok do tyłu. Wydawało mi się, że jesteśmy bardzo daleko od siebie. Szatyn uśmiechnął się do mnie, ale nie był to ten sam wesoły uśmiech jakim obdarzał mnie zazwyczaj, ten był smutny.

~~*~~

Uważam, że bardzo dobrze wyszło mi wspomnienie Rooney. :D Nie sądziłam, że napisze to tam dobrze. Szkoda, że nie pisze tak zawsze, ale nie ważne. xd Rozdziały nie będą się pojawiać teraz zbyt często, ponieważ muszę się uczyć, bo niedługo koniec pierwszego semestru. Poza tym nie kupiłam jeszcze nowego komputera i nadal męczę się na tym gracie. :/

Zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. :D

Zapraszam:

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 9

  Gdy rano wstałam, Matt nadal leżał obok mnie. Nie spał, ale wzrok utkwiony miał w suficie. Chyba zauważył, że się obudziłam, bo na kilka sekund przymknął powieki, a następnie wrócił do poprzedniego obiektu zainteresowań. Przez jego czoło przechodziła teraz długa zmarszczka.
  - Dobrze się wczoraj bawiłaś? - spytał kpiąco.
  Usiadłam, po czym chciałam wstać, ale w ostatniej chwili złapał za moją rękę i pociągnął z powrotem na łóżko. Nachylił się nade mną i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy.
- Odpowiedź, Rooney.
  - Bardzo. - warknęłam, próbując się wyswobodzić spod jego ciała, które teraz przylegało do mojego.
  Uśmiechnął się, co naprawdę mnie zdziwiło, ale po nim można było się wszystkiego spodziewać.
  - Myślałem, że weźmiesz sobie moje wczorajsze słowa bardziej do serca, kochanie. Najwyraźniej nie wyrażam się wystarczająco jasno, więc przepraszam. Postaram się to zmienić.
  - Odsuń się ode mnie.
  O dziwo zrobił to, ale wstał z łóżka w tym samym momencie co i ja. Stanął obok mnie.
  - Jesteś tylko moja, rozumiesz? Jeśli tak trudno pojąć ci to czego chce, to rozpierdole mu łeb.
  Jego groźba wstrząsnęła moim ciałem. Wyobraziłam sobie ten okropny widok. Bez słowa podeszłam do szafy. Zaczęłam w niej szukać ubrań, które mogłabym dzisiaj ubrać.
  Nagle poczułam na biodrach jego ręce. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zacisnęłam mocno powieki. Zostaw mnie! Proszę! Odejdź i nie wracaj! Jego usta musnęły mój obojczyk. Czułam do niego obrzydzenie.
  - Nie chce z tobą walczyć, Rooney. - szepnął odsuwając się i zostawiając mnie samą.
  Nienawidzę go za to. Miesza mi w głowie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Próbuje za każdym razem udowodnić mi, że to tylko i wyłącznie moja wina. Czy ja tak dużo oczekiwałam od życia? Chce kochać i być kochaną przez faceta, który by mnie szanował. Czy to naprawdę aż tak wiele? Zaczynam wątpić w istnienie mojej miłości do Matta. Jak można kochać kogoś tak okrutnego?

  Ten dzień był naprawdę dziwny i inny od wszystkich. Matt cały dzień był w domu. Od rana do teraz nie wyszedł nawet na chwilę. Zawsze nie było go przynajmniej przez pół dnia, a teraz było już południe, a on nadal tu był. Na dodatek siedział w salonie i nad czymś znowu myślał. Miałam tylko nadzieję, że nie jestem powodem tych myśli. Podejrzewałam, że coś się stało, ale nie mogłam go o to spytać. Nie chciałam siedzieć z nim w salonie, bo pewnie zaraz znalazłby jakiś pretekst do kłótni, więc siedziałam na huśtawce i czytałam książkę. Postanowiłam jednak zrobić sobie krótką przerwę i napisać smsa do Zayna.

Hej. :) Jak noga Harryego?

  Ta sprawa ciekawiła mnie znacznie bardziej niż książka, którą czytałam. Najchętniej wymknęłabym się po cichu z domu i sama sprawdziła. W końcu to przeze mnie się skaleczył. Gdyby nie jego troska o moje stopy, wszystko byłoby dobrze i Harry mógłby tańczyć dalej. Naprawdę jest mi go szkoda. Nawet nie mogę iść go teraz odwiedzić.
  Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Zayn. Właściwie to sama mogłam do niego zadzwonić.
  - Hallo?
  - Wszystko w porządku. Nie musisz się martwić. - zapewnił mnie Malik. - Gdy Harryemu zszywali nogę, ja spałem w poczekalni. - zaśmiałam się.
  - Pozdrów go ode mnie.
  - Nie przyjdziesz do nas? - ciężko westchnęłam.
  - Nie wiem, wątpię.
  - A jak u ciebie? Wszystko w porządku?
  Wiedziałam o co mu chodzi. Pytał o sytuację z Mattem.
  - W najlepszym. - mruknęłam.
  - Szkoda, że się nie zobaczymy. Wczoraj było naprawdę fajnie. - uśmiechnęłam się.
  - Żeby mnie zobaczyć musisz tylko podejść do okna, więc nie jest tak źle.
  Usłyszałam w komórce jego kroki, a później zobaczyłam go w oknie na pierwszym piętrze.
  - Nie zmieniłaś się od wczoraj. - znowu się zaśmiałam.
  Spojrzałam przed siebie i prawie zakrztusiłam się własną śliną. Matt ze skrzyżowanymi rękami na piersi, stał oparty o framugę okna i wpatrywał się we mnie podejrzliwie.
  - Muszę kończyć, Alison.
  Szybko się rozłączyłam chowają telefon do kieszeni. Poprawiłam się na poduszce i spojrzałam na książkę, którą nadal trzymałam.
  - Z kim rozmawiałaś? - spytał z uniesioną brwią.
  - Z Alison.
  - To ciekawe. Czeka na ciebie w korytarzu i nie wydaje mi się, żeby z tobą rozmawiała.
  Wpadłam ze swoim kłamstwem. Cholera! Wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Minęłam go i szybko znalazłam się w korytarzu. Alison faktyczne tu była, stała oparta o drzwi.
  - Rooney! - odwróciłam się.
  Matt podszedł do mnie bliżej.
- To moje ostatnie ostrzeżenie. - warknął, a ja przymknęłam powieki, żeby się nie rozpłakać.
  Przecież on nie może nikomu nic zrobić, prawda? Znowu się boję. Co jeśli jednak...
  - Zamknij się, ty parszywa gnido! - otwarłam szeroko oczy słysząc słowa siostry.
  Matt podszedł do niej i uderzył ją w policzek. Nawet teraz nie potrafiłam nic zrobić, ale przecież musiałam.
  - Zostaw ją!
-   Taki sam nie wyparzony język jak u siostrzyczki. Obie tak samo głupie.
  Matt zostawił mnie samą z Alison, która od razu otwarła drzwi i wyszła. Szybko włożyłam buty, po czym pobiegłam za nią. Wyszła ona już na chodnik.
  - Ali! - zawołałam, ale dziewczyna zatrzymała się dopiero po przejściu jakichś czterech metrów.
  Podeszłam do niej, a następnie mocno przytuliłam.
- Przepraszam cię za niego.
  Jej twarz była mokra od łez. Wytarłam jej policzki. Tak bardzo przypominała mi teraz siebie. Płakałam dość często i zawsze z tego samego powodu.
  - Chciałabym ci pomóc, Rooney.
  - Muszę sobie sama radzić. Nie martw się o mnie. Jakoś dam radę.
  Mówiąc to patrzyłam w jej zapłakane oczy i wiedziałam, że muszę zmienić swoje życie. Tak dalej nie mogło być. Teraz nie cierpiałam tylko ja, ale i ona. Nic takiego nie zrobiła, a Healy ją uderzył. Nie zasłużyła na takie traktowanie.
- Alison, obiecuje ci, że od niego odejdę. - szepnęłam.
  Chyba sama nie byłam pewna swoich słów. To wszystko było zbyt skomplikowane, żeby tak po prostu coś zmienić, ale musiałam, chociaż nie miałam pieniędzy, ani żadnego miejsca zaczepnego.
  Nie chciałam pomocy od Alison. Pokochałam ją, ale niczego nie chciałam od jej rodziców. Ja swoich nigdy nie miałam i mieć nie będę. To, że Ali mnie odnalazła nic nie znaczyło. Nie chciałam nawet poznawać tych ludzi. Gdy byłam młodsza zawsze sądziłam, że rodzice po mnie przyjdą, że zostawili mnie tylko na jakiś czas. Nigdy ich nie poznałam. Teraz, gdy miałabym możliwość dowiedzenie się kim są, ja tego wcale nie chce. Dlatego sama muszę sobie poradzić. Wszystko będzie tak jak do tej pory.

~*~

Rozdział trochę krótki, ale jest dosyć fajny. :P Komputer mi się psuje, więc mam trudności z dodawaniem i dlatego też was nie informuje. -,- Niedługo będę miała laptopa, więc wszystko wróci do normy, ale jak na razie muszę się męczyć. :/

Zapraszam:
http://ask.fm/opowiadanianiki

Nika xx

wtorek, 28 października 2014

Rozdział 8

  Postanowiłam kolejny raz spotkać się z Zaynem. W nim szukałam odskoczni od rzeczywistości. Przed wyjściem Alison chciałam być sama, ale po jej wyjściu już tego wcale nie chciałam. Może po prostu wstydziłam się, że ta dziewczyna była świadkiem kolejnej kłótni z Healym, na dodatek tak poważnej. Matt nie mógł mnie bardziej upokorzyć. Chciałam pokazać się z jak najlepszej strony, ale wszystko jak zwykle musiało się popsuć. Chciałam chociaż raz poczuć się jak normalna dziewczyna, ale przecież wcale taka nie byłam.
  - Cześć, Harry. Jest Zayn? - spytałam, gdy brunet otworzył mi drzwi.
  - Cześć. Jest w kuchni. Wejdź.
  Ten jego uśmiech był najpiękniejszą rzeczą jaką dziewczyna mogłaby być przez niego obdarowana. Tak więc uśmiech Harryego trafia na moją listę prezentów świątecznych.
  Weszłam do środka i cicho przeszłam do pomieszczenia, które wskazał mi loczek. Gdy weszłam do środka usłyszałam jak Zayn przeklina pod nosem.
  Mulat klęczał na ziemi i grzebał w szafce pod zlewem. Chciało mi się śmiać na ten widok, ale postanowiłam utrzymać powagę.
  - Cześć, Zayn. - zawołałam wesoło.
  Chłopak wzdrygnął się i na skutek tego uderzył głową o mebel. Zakryłam usta dłonią by stłumić śmiech. Chłopak dotknął bolącego miejsca i z grymasem na twarzy odwrócił się spoglądając na mnie.
  - Zrobiłaś to specjalnie.
  - Jakbym mogła. - pokręciłam głową uśmiechając się. - Udoskonalasz swoje zdolności jako hydraulik, przystojniaku?
  Zayn wyszczerzył się i wydawał się jakby już zapomniał o bólu.
  - Jak mnie nazwałaś? Przystojniak? - podchwycił moje słowa jak małe dziecko.
  - Chyba od tej roboty pogorszył ci się słuch. - stwierdziłam opierając się o ścianę.
  - Nie, nie, nie, ja doskonale usłyszałem. - stwierdził wstawać i wycierając mokre dłonie o spodnie.
  Chłopak ruszył w moim kierunku cwaniacko się przy tym uśmiechając.
  - Co najbardziej ci się we mnie podoba? Mięśnie? - napiął mięśnie na swoich ramionach, a później wymieniał dalej. - Może te wspaniałe oczy? - wskazał na czekoladowe tęczówki. - Albo olśniewający uśmiech?
  Gdy stanął naprzeciwko mnie nie mogłam powstrzymać rumieńców.
  - A może całokształt? - zbliżył się jeszcze kawałek i teraz jego twarzy była niebezpiecznie blisko. - Zdradzisz mi tą tajemnicę, Rooney? - szepnął.
  Uwielbiałam gdy mówił moje imię. W jego ustach brzmiało znacznie inaczej niż gdy słyszałam jak woła mnie Matt. Przymrużyłam powieki przyglądając mu się. Coraz bardziej brnęłam w coś czego nie powinno być.
  - Boję się. - mruknęłam cicho. - O ciebie. - dodałam po kilku sekundach namysłu.
  - Niepotrzebnie. - stwierdził.
  - A co jeśli... ktoś zagroził mi, że cię zabije? - spytałam niepewnie.
  - Nie ma żadnego powodu żeby to zrobić. - mówił jakby wiedział o kogo chodzi.
  Zresztą pewnie tak było. Nawet głupi domyśliłby się, że chodzi o Matta.
  - Jest jeden. - czułam, że mój głos się zaraz załamie. - Ja nim jestem. - szatyn dotknął mojej dłoni.
  - Nic się nie stanie, bo łączy nas przyjaźń, pamiętasz?
  - Co jeśli tylko my tak myślimy? Co jeśli ten ktoś widzi to znacznie inaczej?
  - Spokojnie, nic się nie stanie. Nie bój się, Rooney.
  Jego zapewnienia mnie nie uspokoiły, ale pozwoliły w to wierzyć.
  - Uważaj na siebie. - poprosiłam.
  Przez pewien czas staliśmy w miejscu po prostu na siebie patrząc. Tak niewiele o sobie wiedzieliśmy, a tak bardzo czuliśmy się ze sobą związani. To trochę tak jakbyśmy znali się od zawsze, ale spotkali dopiero teraz.
- Całokształt. - odpowiedziałam na jego wcześniej zadane pytanie.
  Usłyszałam jego śmiech przez co sama miałam ochotę to zrobić. Miał przepiękny śmiech.
  - Widzę, że w tym domu kipi od miłości! - usłyszałam głos Harryego.
  Znowu poczułam, że się rumienie.
- Zapraszam was na wieczorny seans filmowy z dodatkiem.
  Chłopak uniósł jedną rękę, w której trzymał butelkę wódki, a następnie drugą, w której zaś miał wino. Spojrzał na mnie pytająco przechylając odrobinę głowę. Bez zastanowienia skinęłam na zgodę.

  Oglądaliśmy komedię, którą wybrał wcześniej Harry. W prawdzie żadne z nas nie patrzyło na ekran telewizora, ponieważ byliśmy zajęci rozmową. Zayn siedział na fotelu, a ja z Harrym na kanapie.
  Przyciągnęłam do ust kieliszek z czerwonym winem. Wzięłam spory łyk i ponownie wybuchnęłam śmiechem.
  - Jesteś niemożliwy! - uderzyłam Harryego w ramie. - Nie wierze ci. Jak mogłeś zrobić coś tak głupiego! - chichotałam patrząc na bruneta.
  - Skąd mogłem wiedzieć, że to bar dla homo. - nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
  - Zabrałeś dziewczynę na randkę do klubu dla homo?
  - To była szalona dziewczyna. - stwierdził rozmarzony Hazz kręcąc głową. - Właściwie to musisz się kiedyś z nami wybrać.
  - Nie wiem co bardziej mnie przeraża, fakt, że zaprosiłeś ją do baru dla homo - zaśmiał się Malik. - czy to, że powiedziałeś ''z nami''.
  - Ja nie wnikam gdzie ty chodzisz, Zayn. Wiesz, zawsze sądziłem, że jednak wolisz kobiety. - zażartował Harry.
  Loczek wlał mi do kieliszka wódki, a do szklanki sok.
- Jesteśmy przyjaciółmi, mi możesz powiedzieć wszystko, ale wiedz, że chodziło mi o zwykły klub.
  Brunet wyłączył telewizor, ponieważ film i tak się już skończył i w zamian włączył radio. Uśmiechnął się do mnie.
-  Zatańczysz ze mną, Rooney? - zapytał wyciągając w moim kierunku rękę, którą od razu złapałam.
  Harry zaczął ze mną tańczyć na środku pokoju.
- Rooney, zapamiętaj od dzisiaj jest to nasza piosenka. - zaczęłam się znowu śmiać.
  Mimo tego, że oboje byliśmy pijani to dość dobrze nam szło. Podejrzewałam, że od razu podepczemy sobie stopy, ale o dziwo tak się nie stało.
  Pijany Harry to jeszcze bardziej zabawny Harry. Niestety loczek chyba za bardzo się wciągnął, ponieważ tańcząc uderzył w stolik i wszystko z niego spadło. Kieliszki i szklanki roztrzaskały się upadając na ziemię, a zawartość jaka w nich była wylała się.
  - Jesteś beznadziejnym tancerzem, Harry. - skomentował Malik.
  Styles niespodziewanie wziął mnie na ręce i ruszył w stronę kanapy.
  - Nie chce żebyś się skaleczyła. - mówiąc to położył mnie.
  Zrobił kilka kroków po czym głośno zaklną. Spojrzałam na niego, a później na plamę krwi na podłodze.
  - Usiądź tu albo nie! Lepiej tam stój, bo będzie jeszcze gorzej. - krzyknęłam spanikowana.
  - Umrę! Dzwoń po karetkę idioto! - warknął płaczliwym tomem.
  Zayn podał mi swój telefon i podszedł do bruneta.
  - Zadzwoń po taksówkę. - poprosił Malik.
  Gdy to zrobiłam, moim kolejnym zadaniem było posprzątanie szkła. Nasz miły wieczór zamienił się w jakąś masakrę.
  - Rooney, idź do domu, a ja pojadę z nim do szpitala.
  - Ale...
  - Idź. Spotkamy się jutro.
  - Okej. - zgodziłam się niechętnie. - Trzymaj się, Harry.
  Szkoda mi było loczka, ale nic nie mogłam zrobić żeby mu pomóc. Wszystko przez to, że przeniósł mnie na ta głupią kanapę.
  Gdy weszłam do domu przypomniałam sobie o Healym. Nie dzwonił, ani sam nawet nie pofatygował się żeby przyjść do Zayna, a pewnie domyślał się, że tam jestem. Coś było nie tak tylko szkoda, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz.
  Postanowiłam, że pójdę od razu do sypialni. Nie chciałam kolejny raz się z nim kłócić, a tym bardziej teraz, gdy chciało mi się spać i byłam pijana.
  Przechodząc obok kuchni dostrzegłam, że Matt siedzi na krześle tyłem do wejścia. Łokcie miał oparte na stole, a twarz schowaną w dłoniach. Na pewno było coś nie tak. Było to po nim widać.
  Słysząc, że przyszłam powinien jak zwykle zrobić awanturę. Szybko jednak weszłam do sypialni, gdzie od razu przebrałam się z piżamę i próbowałam zasnąć.
  Jakiś czas później przyszedł Matt, ale ja udawałam, że śpię. Nie potrzebowałam zbyt wiele czasu by naprawdę odpłynąć w krainę snu.

~*~

Rozdział wydaje mi się, że jest fajny. :) Zaplanowałam sobie już początek kolejnego, więc na pewno dodam go szybciej niż ten. Nadal mam problemy z komputerem, więc raczej nadal nie będę was informowała na tt o nowych rozdziałach. No chyba, że ktoś bardzo miły was poinformuje. Byłabym bardzo wdzięczna. Lista osób jest w zakładce.

Zapraszam na aska związanego z moimi opowiadaniach. Odpowiadam na każde pytanie.
http://ask.fm/opowiadanianiki

Nika xx

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 7

  Gdy sprzątałam salon, znalazłam kluczyk. Długo nie musiałam się zastanawiać do czego służy. Podeszłam do szafki i włożyłam klucz do zamka. Tak jak myślałam, pasował. Przekręciłam go i otwarłam szafkę. Zastanawiałam się co było w środku. Teraz już wiedziałam. Jakieś papiery, kable, pieniądze i małe torebeczki z czymś w środku. Przyjrzałam się im dokładniej.
  Dopiero po chwili zrozumiałam co trzymałam w dłoniach. Były to różnego rodzaju narkotyki. Większości nawet nie znałam nazw. Wystraszyłam się, bo nie przypuszczałam, że znajdę coś takiego w swoim domu.
  Zabrałam torebeczki i szybko poszłam do kuchni, w której wyrzuciłam wszystko do kosza. Na myśl o narkotykach przechodziły mnie ciarki.
  Wróciłam do salonu i zamknęłam szafkę, odkładając klucz na swoje poprzednie miejsce. Próbowałam o tym nie myśleć, ale trudno było skupić swoją uwagę na czymś innym.
  Kilka minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona poszłam otworzyć i jak się okazało była to Alison. Podeszła do mnie i pocałowała w policzek.
  - Cześć, siostrzyczko! - mówiła śmiejąc się.
  - Hej. Co tu robisz? - dziewczyna uniosła białą reklamówkę do góry.
 - Kupiłam ciasto. Mam nadzieję, że lubisz szarlotkę.
 - To moje ulubione. - odpowiedziałam wpuszczając ją do środka.
  - Moje też. - wyznał uśmiechnięta.
  Byłam zdziwiona jej wizytą, ale przecież nie mogłam jej powiedzieć żeby sobie poszła. Fajnie, że mnie odwiedziła i miała cholerne szczęście, że byłam sama w domu.
  Gdy siedziałyśmy na dworze dokładniej jej się przyjrzałam. Dziś również była ładnie ubrana. Miała na sobie cienką białą bluzkę ze złotymi guzikami, czarny delikatny sweter i idealnie dopasowane jasne jeansy. Na głowie miała słoneczne okulary, a na nadgarstku elegancki zegarek. Jej blond włosy opadły jej na ramiona. Była naprawdę piękną dziewczyną. Widać było, że ma pieniądze. Miała na sobie ubrania, na które mnie nigdy nie byłoby stać.
  - Fajnie tu masz. - stwierdziła rozglądając się.
  - Dzięki.
  Nic tu do mnie nie należało, ale dzięki. Westchnęłam opierając się o oparcie krzesła.
  - A właśnie.
  Dziewczyna sięgnęła do swojej czarnej torebki i wyciągnęła z niej małe, brązowe pudełko, które od razu położyła przede mną.
  - To dla ciebie. - uśmiechnęła się promiennie.
  Sięgnęłam po pudełko i otworzyłam je, zaglądając do środka. Był w nim ten sam zegarek, który miała na ręce moja siostra.
  - Alison, dziękuje, ale nie mogę tego przyjąć.
  - Musisz, ponieważ inaczej się obrażę. Byłam wczoraj na zakupach z przyjaciółką i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie kupić tobie takiego samego. - zachichotała. - Przyznaj, że jest przepiękny.
  - Jest, ale...
  - Więc, go zatrzymaj.
  - Ale ty jesteś uparta. - stwierdziłam kręcąc z dezaprobatą głową.
  Blondynka wyszczerzyła się widząc jak przymierzam zegarek.
  - Widzisz? Nadgarstki też mamy takie same.
  Mimo, że tak krótko się znałyśmy to uwielbiałam tą dziewczynę. Była ona tak zwariowana i miła, że trudno było mi uwierzyć w to, że to jednak moja siostra. Może była taka ze względu na to, że czuła się szczęśliwa w swoim życiu.
  - Spójrz jaki przystojniak! - pisnęła podekscytowana.
  Spojrzałam w tym samym kierunku co ona i faktycznie zobaczyłam przystojnego chłopaka.
  - Znam go.
  Szatyn właśnie wyciągał coś z bagażnika swojego samochodu, po czym z powrotem wrócił do swojego domu.
  - I jeszcze jesteście znajomymi? - dziewczyna się zaśmiała.
  - Zayn jest moim przyjacielem. Niedawno się tu wprowadził i mieszka z kolegą.
  - Też takie ciacho?
  - Tak, ale są zupełnie różni.
  - Może ja też powinnam się tu gdzieś wprowadzić, skoro grasują tu tacy przystojniacy? Codziennie udawałabym, że zemdlałam akurat pod ich domem.
  - Alison jesteś niemożliwa.
  Skąd ona brała te pomysły? Żartowała i chyba jako jedyna potrafiła mnie tak rozśmieszyć.
  - Powiem Zaynowi, że liczysz na jakieś usta - usta. Będzie przynajmniej chłopak przygotowany, jak zobaczy cię leżącą pod jego domem.
  - Nawet tak nie mów! Uznałby mnie za jakąś wariatkę.
  - Oj tam od razu wariatkę.
  Usłyszałam, że coś w domu spadło. Alison zmarszczyła czoło. Już chciała się odezwać, gdy znowu coś uderzyło tylko znacznie głośniej. Wstałam z miejsca i chciałam szybko iść to sprawdzić, ale na tarasie pojawił się Matt. Widząc jego rozzłoszczoną minę wzdrygnęłam się. Domyśliłam się co tak go wkurzyło.
  - Co ty do cholery zrobiłaś, Rooney? - warknął.
  Podszedł do mnie i mocno złapał za moje ramię ciągnąć do środka.
  Gdy oboje byliśmy w salonie, Matt popchnął mnie w kierunku otwartej szafki. Zacisnęłam wargi spoglądając na bałagan na podłodze. Papiery, które wcześniej znajdowały się w szafce teraz leżały na ziemi.
  - Gdzie to zabrałaś?
  Jego wrogie spojrzenie nakazywało mi mówienie prawdy, ale nie mogłam od razu się poddać. Na dodatek, w oknie prowadzącym na taras, stała Alison dokładnie nam się przyglądając.
  - Nie powiem ci. - szepnęłam.
  Te słowa tylko bardziej go rozwścieczyły. Trzasnął drzwiczkami szafki tak głośno, że trochę się wystraszyłam. Zbliżył się do mnie ponownie łapiąc za moją rękę, a następnie szarpnął nią przyciągając mnie do siebie.
  - Nie bądź głupia! - prychnął. - Stawiasz się w coraz to gorszej sytuacji. Jeśli mi nie powiesz to...
  - Zamknij się.
  Przypływ mojej odwagi mogłam nagrodzić oklaskami, ale w tej chwili nie miałam na to czasu.
  - To co zrobisz? Zabijesz mnie? - uniosłam jedną brew.
  Wiedziałam, że tylko pogarszam sprawę, ale nie mogłam patrzyć na to jak się sam zabija tym świństwem, a tym bardziej jeśli to rozprowadza.
  - Spójrz na mnie. - zażądałam na co tylko prychnął.
  - Jeśli mi nie powiesz to sam poszukam, ale pożałujesz tego.
  Minął mnie i ruszył w kierunku kuchni.
  - Wyprowadzę się.
  Chłopak słysząc moje słowa zastygł w miejscu. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
  - Nagle pojawił się ten kutas, a ty zaczynasz być taką suką. - stwierdził.
  Ponownie do mnie podszedł z kpiącym uśmieszkiem.
  - Złoże mu wizytę. Podejdę do niego... - chłopak uniósł swoją dłoń, formując palce w "pistolet". - przyłożę mu broń do głowy i pociągnę za spust. - odsunął dłoń.
  - W koszu w kuchni. - wyjąkałam dławiąc się łzami.
  Byłam świadoma tego, że on jest zdolny do zrobienia czegoś podobnego. Chłopak zaśmiał się. Znowu przejął władze i upokorzył mnie przed samą sobą. Jak łatwo przychodziło mu manipulowanie moją osobą. Kilka słów i już dowiedział się tego czego chciał.
  - Mogłem się domyślić. - brunet uderzył się w czoło otwartą dłonią. - Jesteś zbyt głupia.
  Chłopak odwrócił się i poszedł do kuchni, gdy wrócił spojrzał w kierunku Alison.
  - A to zapewne siostrzyczka. - uśmiechnął się do niej, po czym szybko wyszedł z domu zostawiając nas same.
  Wytarłam mokre policzki i usiadłam na kanapie. Oszołomiona Alison stała nadal w tym samym miejsc patrząc się w drzwi wejściowe.
  - To twój chłopak? Już rozumiem co miałaś na myśli mówiąc, że to nie najlepszy pomysł żebym go poznawała. - powiedziała cicho. - Jesteś naprawę głupia. Dlaczego od niego nie odejdziesz?! Mogę ci pomóc. Poproszę rodziców...
  - Nie! Wybacz, ale poradzę sobie sama. Nie chce niczego od twoich rodziców. - duży nacisk dałam na swoje przedostatnie słowo.
  - Ale...
  - Nie, Alison! Poradzę sobie sama.
  - Przemyśl to, proszę. - poprosiła błagalnym tonem.
  - Możesz mnie zostawić samą? Zadzwonię do ciebie.
  - Okej. - powiedziała niechętnie.
  Ten dzień nie mógł być gorszy. Tak bardzo chciałam uniknąć spotkania siostry z Mattem, ale to i tak się stało. W dodatku w tak beznadziejnych okolicznościach. Healy z dnia na dzień stawał się coraz gorszy. Dowiadując się, że nagle zniknęły narkotyki wpadł w jakiś szał. Sądzę, że mało brakowało, a porządnie by mnie uderzył. Nie poznawałam już tego chłopaka. Każdego dnia pokazywał mi to swoje drugie ja. Bolało mnie to. Dlaczego on nie może być normalny? Dlaczego nie może traktować mnie jak z szacunkiem? Właściwie to czemu ja na to wszystko pozwalałam? Już dawno powinnam wykreślić go ze swojego życia, ale ja naprawdę nie potrafiłam. Żyłam z nadzieją, że będzie lepiej, że Matt się zmieni, ale to nigdy nie nastąpi.

~~*~~

Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału mimo, że na początku zupełnie nie miałam pomysłu, ale warto było poczekać. :D

Ważna sprawa!

Jak na razie nie będę was informować na tt o nowych rozdziałach, bo mam problemy z komputerem. :/ Nie wiem kiedy będę miała już w pełni sprawny.

Założyłam aska poświęconego swoim wszystkim opowiadania, więc was również tam zapraszam. Możecie pytać mnie o wszystko. Na pewno odpowiem. :) Możecie też wysyłać mi linki do swoich blogów. Nie obiecuje, że na pewno wejdę, ale jest to całkiem możliwe. ;P
http://ask.fm/opowiadanianiki


Nika xx

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 6

  Od kilku minut stałam w kuchni i po prostu myślałam. Znowu byłam sama. Przez całe życie nie miałam nikogo z kim mogłabym spędzać miło czas, rozmawiać czy wyżalić się.
  Gdy teraz poznałam Zayna i Alison to marzenie może się spełnić. Dlatego też wyszłam z domu i prosto poszłam do nowych sąsiadów. Zapukałam do drzwi i czekałam aż ktoś otworzy. Nawet nie miałam pewności, czy zastanę go w domu. Dlatego też, gdy Harry otworzył, zaczęłam przeklinać w myślach.
  Ku mojemu zaskoczeniu chłopak odsunął się wpuszczają mnie do środka. Wskazał mi dłonią kierunek, w którym miałam iść i sam zniknął. Niepewnie stawiałam każdy krok. Gdy jednak weszłam do pomieszczenia od razu go zobaczyłam. Stał za sofą stojącą na środku pokoju. Był to dość spory salon. Trzymał w dłoni szklane z wodą i tępo wpatrywał się w okno.
  - Jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem. - stwierdził spoglądając w moją stronę.
  Czułam, że moje policzki się czerwienią. Nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałam jakiś komplement od mężczyzny. Na dodatek tak przystojnego.
  Zayn dokładnie mi się przyglądał co było dla mnie trochę krępujące. Szatyn uśmiechnął się i mrugnął do mnie zaczepnie. Czułam, że moje serce przyspiesza. Niepewnie do niego podeszłam stając na przeciwko niego. Był cholernie przystojny przez co nie potrafiłam przy nim normalnie myśleć. Chłopak uniósł rękę i ogarnął na bok moje włosy. Przy nim naprawdę czułam się dobrze, ale to nie mogło trwać. Zrobiłam krok do tyłu by z powrotem przywrócić dawną przestrzeń. Jego twarz momentalnie przybrała inny wyraz. Już nie był wesoły, teraz był bardziej zawiedziony.
  - Przepraszam. - odezwałam się nieco zmieszana.
  - Ta. - westchnął i usiadł na sofie.
  - Przyszłam tu żeby z tobą pogadać.
  - Jasne. Siadaj.
  Wskazał na miejsce obok. Od razu je zajęłam, chociaż nadal czułam się głupio.
  - Dasz mi swój numer telefonu? - spytałam nieśmiało.
  - Ok.
  Zapisał mi numer w telefonie. Sam też wziął sobie mój.
  - Zawsze możesz krzyczeć do mnie przez okno. - zażartował.
  - Będę pamiętała. - uśmiechnęłam się. - Spotkałam się dzisiaj z siostrą. - wyznałam podekscytowana.
  Opowiedziałam mu o Alison, ponieważ chciałam się komuś wygadać.
  - O co się kłóciliście? - spytał, gdy skończyłam mówić.
  Miałam nadzieję, że tego nie widział, ale po co miałam się oszukiwać.
  - Cóż, Matt myślał, że spotkałam się z Harrym, bo zobaczył jak mnie podwozi. - wyruszyłam ramionami. - Już i tak wszystko mu wyjaśniłam.
  Przypomniałam sobie moment jak Matt mnie przytula. To było dosyć dziwne, bo od bardzo dawna tego nie robił.
  - Dlaczego z nim jesteś?
  Spojrzałam na swoje dłonie. Nie wiedziałam co powinnam mu odpowiedzieć. Sama chyba nie znałam odpowiedzi.
  - To skomplikowane.
  - Nie sądzę. - stwierdził.
  - Możemy już nie rozmawiać o moim związku?
  - Okej. Więc o czym chcesz gadać? - spytał jakby od niechcenia.
  - O niczym.
  Wstałam i ruszyłam do drzwi. To, że popsułam mu humor nie znaczy, że chce siedzieć z takim gburem. To już nie moja wina, że jestem wierna chłopakowi, który chyba wcale mnie nie kocha albo okazuje to w kompletnie inny sposób. Takie już jest życie, bolesne, ale prawdziwe.

  Przez resztę dnia oglądałam telewizję. Wieczorem Matty wrócił pijany, ale nie odezwał się do mnie ani słowem. Chłopak od razu poszedł spać. Nie powiedział nawet głupiego ''cześć''. Gdy po jakimś czasie weszłam do pokoju Healy już spał. Wróciłam więc do salonu.
  Gdy znudzona oglądałam powtórki seriali, mój telefon zabrzęczał. Dostałam wiadomość.

Od: Zayn
Masz ochotę na spacer? :)

  Chyba humor mu się poprawił skoro do mnie napisał. Odpowiedziałam mu, że mam. Ubrałam sweter i buty, a później wyszłam przed dom. Chłopak już na mnie czekał. Dołączyłam do niego, uśmiechając się.
  - Przepraszam. - powiedział od razu, gdy tylko się zbliżyłam.
  - Jest okej. - jego uśmiech jak zwykle był przylepiony do ust. - To gdzie idziemy? - spytałam.
  Zayn spojrzał przed siebie i wyruszył ramionami.
  - Tam.
  - Może być. - zaśmiałam się.
  Nie szliśmy w żadne konkretne miejsce i to po części miało swój urok. Była noc, a my po prostu szliśmy i rozmawialiśmy.
  - Wiesz, że jesteś moim pierwszym przyjacielem?
  - Jak to? Nie miałaś nigdy przyjaciół?
  - Nie. Zawsze byłam sama. - wyruszyłam ramionami. - Przynajmniej ciesz się, że jesteś pierwszy.
  - To zaszczyt. - uśmiechnął się. - Ja mam dość sporo znajomych, ale tylko kilku prawdziwych przyjaciół. Harryego, Nialla, Liama i Louisa. Są świetni. Kiedyś was poznam.
  - Masz rodzeństwo?
  - Mam. Dzisiaj Harry wszedł do domu i powiedział: Podwiozłem piękną do domu. Tak więc nie przejmuj się, ale obaj cię tak nazywamy.
  - Nie jestem piękna. - zaprotestowałam od razu, a mój towarzysz tylko przewrócił oczami.
  - Zacznij się doceniać, Rooney.
  Gdy Zayn wypowiadał moje imię robił to z taką dokładnością. Zawsze, gdy Matt używał mojego imienia to tylko po to by mnie kolejny raz upokorzyć. Czułam, że coś się w moim życiu zmienia.
  - Lubię spędzać z tobą czas. - wyznałam spoglądając na szatyna.
  - Mogę cię o coś zapytać? - pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. - Wyjaśnij mi dlaczego z nim jesteś. Jest tyle facetów, a ty akurat jesteś z kimś takim.
  - Był on pierwszą osobą, która mnie pokochała. Nie uważał mnie za fatalną pomyłkę jak moi biologiczni rodzice czy ci adopcyjni. Wyprowadziłam się z domu i z nim zamieszkałam. Na początku było naprawdę dobrze, ale potem zaczęłam go poznawać. Byłam i nadal jestem tylko jego zabawką. Nie wiem, może jest inaczej, ale trudno mi w to uwierzyć. Ostatnio zaczął nawet okazywać mi jakieś uczucia. - zadrwiłam. - Przytulił mnie, bo powiedziałam mu bolesną prawdę. Chciałabym powiedzieć, że pewnie boi się, że od niego odejdę, ale on doskonale wie, że to niemożliwe.
  Gdy to wszystko powiedziałam nawet zrobiło mi się lepiej.
  - Alison chciałaby go poznać. - prychnęłam wyobrażając sobie to spotkanie.
  Zayn milczał, ale uważnie mnie słuchał. Zadręczałam go swoimi problemami, a on pewnie miał swoje. Westchnęłam spoglądając na swoje stopy.
  - Masz dziewczynę?- zapytałam. - Albo chłopaka? - dodałam śmiejąc się.
  - Nie, Rooney. Wyglądam na kogoś kto gustuje w facetach? - uniósł jedną brew i czekał na moją odpowiedź.
  Zaczęłam mu się przyglądać. Jego kilkudniowy zarost był cholernie męski. Włosy opadły mu na czoło i miałam ochotę odgarnąć je na bok. Jego idealny uśmiech sprawiał, że moje kolana miękły.
  - Raczej nie. - odpowiedziałam w końcu. - Właściwie to czemu nikogo nie masz?
  Byłam po prostu ciekawa. Nie chciałam wyjść na wścibską, ale moja ciekawość jak zwykle dała o sobie znać.
  - Dałem sobie na razie spokój z dziewczynami. - wyznał wzruszając ramionami. - Było ich trochę, ale żadna nie była tą jedyną.
  - W końcu na pewno ją znajdziesz.
  Długo jeszcze razem spacerowaliśmy. Towarzystwo Zayna bardzo mi się spodobało. Mogłam z nim rozmawiać o wszystkim. Niestety było już późno i zimno, więc musieliśmy wracać do domu. Ciężko było mi się z nim rozstawać, ale stwierdziłam, że jutro na pewno się znowu zobaczymy. Cały czas o nim myślałam. Gdy przypominałam sobie jego uśmiech, sama nie potrafiłam się powstrzymać przed małym uśmieszkiem.

~~*~~

Rozdział nie jest zbyt fajny. :/ Ale nadrobimy w kolejnym. xD
Komentujcie i piszcie pod rozdziałem albo w zakładce jeśli chcecie być informowani. :)

Nika

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 5

  Byłam już prawie gotowa do wyjścia. Musiałam jeszcze tylko złożyć na siebie ubrania. Chciałam wyglądać bardzo dobrze, ale trudno było znaleźć w mojej szafie coś idealnego. Jednak miałam jedną jedyną sukienkę. Była ona biała w kolorowe kwiatki. Włożyłam ją, a do tego sweter. Postanowiłam dzisiaj rozpuścić włosy. Rzadko to robiłam, ale dzisiaj był wyjątkowy dzień. Poznam swoją siostrę. Przechodząc obok szafki niechcący wrzuciłam z niej szklankę, która spadła na ziemię i się rozbiła.
  - Jezu, Rooney! Co ty robisz? - zaspanym głos Matta przypomniał mi o tym, że miałam być cicho.
  Nie chciałam go budzić, bo wtedy musiałabym wyjaśnić mu gdzie idę. Nie miałam ochoty na poranne pogawędki ze skacowanym Healym.
  - Śpij.
  Chłopak chyba mnie posłuchał, bo już nic do mnie nie mówił. Przed wyjściem szybko posprzątałam szkło.

  Gdy znalazłam się w parku dostałam sms'a od Alison, że jest już na miejscu. Rozglądałam się dookoła i szukałam dziewczyny, której wyglądu nawet nie znałam. Wolnym krokiem szłam przed siebie. Obserwowałam każdą osobę, która mnie mijała. Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam kilka metrów dalej dziewczynę z wlepionym wzrokiem w moją osobę. To była ona. Po prostu to wiedziałam. Miała piękne blond włosy i bardzo młodą twarz.
  Gdy stanęłam na przeciwko niej zdałam sobie sprawę, że jest trochę do mnie podobna.
  Alison ubrana była w białą bluzkę, różowy idealnie dopasowany sweter i jasne jeansy.
  - Cześć. - jej uśmiech był uroczy.
  - Nie wierzę, że jesteś moją siostrą. - stwierdziła.
  - Dlaczego?
  - Jesteś zbyt śliczna. - powiedziała jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Siadamy? - wskazała palcem na ławkę. Pokiwałam głową.
  - Jak mnie znalazłaś? W ogóle jak dowiedziałaś się o moim istnieniu? - zapytałam zaciekawiona.
  - Uczę się w szkole z internatem. Potrzebowałam dokumentów do szkoły, więc pojechałam do domu, a że nikogo nie było to sama ich zaczęłam szukać. Zamiast papierów znalazłam twój akt urodzenia. - wzruszyła ramionami. - Znalezienie ciebie było już o wiele trudniejsze. Jak w ogóle wyglądało twoje życie?
  - Mieszkałam w domu dziecka, później w rodzinie zastępczej, a teraz z chłopakiem.
  - Muszę go poznać. - stwierdziła uśmiechając się.
  - Cóż... nie jestem pewna, czy to taki dobry pomysł.
  - Boisz się, że się we mnie zakocha? - zachichotała.
  - Nie o to chodzi. Matt jest po prostu inny.
  - Okej, okej.
  - Opowiedz mi coś o sobie.-  poprosiłam.
  - Chodzę do szkoły z internatem. Mam 17 lat i bardzo dużo przyjaciół.
  Alison zdecydowanie była moim przeciwieństwem. Ona była bardzo śmiała i pewna siebie. Mi tego brakowało. Poza tym miała rodziców, których mi przez całe życie brakowało.
  - Nikt nie wie o tym, że się z tobą spotkałam.
  - Jesteś jedynaczką? Znaczy...
  - Tak. - przerwała mi. - Trudno mi będzie się przyzwyczaić do myśli, że mam siostrę, o której zawsze marzyłam.
  To było strasznie miłe. Kolejną cechą mojej siostry była szczerość.
  Naszą rozmowę niestety przerwał mój telefon.
  - Hallo? - odezwałam się pospiesznie.
  - Rooney, gdzie ty do cholery jesteś?! - warknął zirytowany Matt.
  - W parku.
  Musiałam uważać na to co mówię, bo nie chciałam aby Alison sobie czegoś złego o mnie pomyślała.
  - Coś się stało?
  - Tak! Chce cię tu mieć za chwilę, rozumiesz?!
  - Nie widzę takiej potrzeby. Jesteś dużym dzieckiem, więc radz sobie sam. - powiedziałam obojętnym tonem.
  - Nie chciałbym żebyś tego potem żałowała. Wracaj! - ciężko westchnęłam rozłączając rozmowę.
  - Przepraszam, Alison, ale muszę już iść. Zdzwonimy się, okej?
  - Jasne. Szkoda, że musisz już iść.

  Droga powrotna nie była już tak przyjemna. Miałam już dość kaprysów Healyego.
  Przeszłam tylko kawałek, a los po części się do mnie uśmiechnął. Koło mnie ma ulicy zatrzymało się czarne auto. Jak się okazało był to Harry i postanowił mnie podwieźć.
  - Miło cię znowu widzieć. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Jestem Rooney. - przedstawiłam się.
  - Harry. - odpowiedział mi zachrypnięty głos. - Wiesz, że masz ładne nogi? W tej sukience wyglądasz bosko.
  - Dzięki, ale wolałabym żebyś jednak patrzył na ulice, a nie moje nogi. - stwierdziłam odwracając wzrok.
  Dalsza droga minęła nam ma kompletnej ciszy. Dobrze, że przynajmniej grało radio, bo byłoby dosyć niezręcznie.
  Gdy Harry zatrzymał się pod moim domem, podziękowałam mu za podwiezienie i z grymasem na twarzy ruszyłam w kierunku domu. Miałam nadzieję, że Matt nie zobaczył tego jak przywozi mnie Loczek. To byłby pretekst do kolejnej kłótni. Wątpiłam w to, że on mnie jeszcze kochał. Byłam bardziej jego własnością niż dziewczyną.
  - Wcale mnie to nie dziwi, że wróciłaś z tym frajerem. - westchnął rozbawiony Healy.
  Chłopak siedział na schodach i palił papierosa.
  - Dla ciebie każde gówno jest wspaniałe.
  Przeszłam obok niego z obojętną miną. Gdy byłam już za nim, on złapał mój nadgarstek i sam wstał. Był kilka centymetrów ode mnie.
  - Gdzie byłaś?
  - Przecież już ci powiedziałam, że w parku. - podniosłam głos, wyszarpując dłoń z uścisku. - Wcale z nim tam nie byłam. Dla twojej wiadomości ten list dostałam od swojej siostry. Spotkałam się z nią właśnie dziś w parku. No, ale co ciebie to interesuje.
  Minęłam go i weszłam do domu. Usłyszałam za sobą jego kroki, więc trochę przyspieszyłam.
  - Siostrzyczka cię znalazła? Wzruszająca historia, naprawdę.
  Jego kpiny bolały, ale o to właśnie mu chodziło. Im więcej zada bólu tym lepiej się poczuje. Postanowiłam przejąć pałeczkę.
  - Wczoraj byłeś tak pijany, że spytałeś mnie, czy cię kocham. Cóż, wczoraj odpowiedziałam że tak, ale dzisiaj szczerze tego żałuję.
  Jego reakcja mnie cholernie zdziwiła. Chłopak szybko do mnie podszedł i od tylu objął. Jego uścisk był tak mocny, że zaczęłam wątpić w to, czy nadal jest on tą samą osobą. Czyżby miał jeszcze jakieś ludzkie odczucia?
  - Nigdy tak nie mów. - powiedział stanowczo.
  - A jak mam mówić, gdy tak mnie traktujesz?!
  Healy odsunął się ode mnie i wyszedł z domu. Jak zwykle uciekł. Czyżby przerosły go uczucia, których starał się nie mieć? Z każdą chwilą coraz to bardziej się oddalaliśmy. To był nieodwracalny efekt. Każde jego słowo nadal było w mojej pamięci. Tego nie można było tak po prostu wymazać. Między nami od dawna nie było dobrze i oboje o tym wiedzieliśmy. Może gdyby którekolwiek z nas się starało byłoby lepiej, ale ja już dawno odpuściłam. Mimo tego, że nie potrafiłam odejść.

~~*~~

Rozdział wyszedł mi trochę nudny, ale przynajmniej końcówka mi się podoba. :P
Zdjęcie Alison jest już w zakładce ''bohaterowie''.
Jeśli chcecie być informowani to napiszcie w zakładce ''informowani'' albo w komentarzu pod każdym nowym rozdziałem. :)
Komentujcie! :3

Nika

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 4

  Drżącymi rękoma trzymałam telefon wpisują numer Alison. Podjęcie decyzji nie było dla mnie niczym trudnym. Zawsze chciałam poznać swoją biologiczną rodzinę. Mało brakowało, a wcale bym nie otrzymała tego głupiego listu.
  Byłam ciekawa jaka jest Alison. Czy jest do mnie podobna? Czy się polubimy?
  Przysunęłam do ucha aparat. Byłam zestresowana tą rozmową, ale bardzo tego pragnęłam. Chodziłam wkoło po kuchni. Zayn wodziła za mną wzrokiem nie bardzo wiedząc o co chodzi. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty...
  - Hallo? - odezwał się w końcu dziewczęcy głos.
  Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
  - Hallo?! - usłyszałam po raz drugi.
  - Mówi Rooney. - powiedziałam niepewnie.
  - Nie spodziewałam się, że zadzwonisz. Strasznie się cieszę.  - jej głos był podekscytowany i miły.
  - Chciałabym cię poznać. - uśmiechnęłam się.
  - Jejku jasne. Możemy nawet dzisiaj. - jej entuzjazm był zarażający.
  - Wolałabym jednak jutro.
  - To może jutro o 10 w parku?
  - Okej. To do jutra.
  - Do zobaczenia.
  Alison wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Nie mogłam się już doczekać naszego spotkania. Może trochę się stresowałam, ale byłam ciekawa i szczęśliwa. Poznam swoją siostrę! Może zostaniemy przyjaciółkami.
  Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Przerażona spojrzałam na Zayna.
  - Nie powinno cię tu być. Jeśli to Matt... - nie dokończyłam, bo ruszyłam do drzwi.
  Wolałam oszczędzić sobie zakończenie tego zdania. Otworzyłam drzwi, ale na szczęście nie był to mój chłopak. Byłoby to troche dziwne, gdyby pukał do własnego domu.
  - Cześć! Jest u ciebie Zayn? - spytał chłopak w lokach.
  W jego policzkach pojawiły się dołeczki, które były urocze. Widząc jak brunet mi się przygląda trochę się speszyłam, ale postanowiłam za to mu trochę dopiec.
  - Zayn przyszedł twój chłopak! - zawołałam głupio się uśmiechając.
  Loczek otworzył szerzej usta i wpatrywał się we mnie oszołomiony jakby nie dowierzał, że to powiedziałam.
  - Nie jestem gejem! - zachichotałam słysząc za sobą głos Mulata.
  Zayn stanął obok mnie i jedną ręką objął mnie w tali. Spojrzałam na niego zdziwiona. Czując jego dotyk miałam ochotę go przytulić.
  - Co chcesz, Harry?
  - Przyjechał gościu z meblami, a ja nie wiem gdzie położyłeś tą kartkę. - westchnął.
  - Rooney zobaczymy się jutro. Na razie. - szatyn odsunął się ode mnie i wyszedł. - Naprawdę? Cholera, nie radzisz sobie beze mnie, Styles!
  - Nie moja wina, że schowałeś gdzieś tą pieprzoną kartkę!
  - Położyłem ją na stole. Stół też ci schowałem! - kłócili się wracają do domu. Obaj byli dość śmieszni.

  W całym domu panował półmrok. Było już późno, a ja jak głupia martwiłam się o Healyego. Weszłam do kuchni świecąc przy tym światło. Wlałam sobie do szklanki wody. Mimo zachowania Matta, ja nadal potrafiłam się o niego martwić. Paznokciami stukałam o kuchenny blat. Chciałam żeby już tu był!
  Jak na zawołanie kluczyk w drzwiach się przekręcił, a Matt wszedł do domu. Od razu pożałowałam, że o tym pomyślałam. Healy był pijany.
  - Rooney kochanie. - powiedział idąc w moim kierunku.
  Chwiał się na boki, ale jakimś cudem stanął przede mną. Obie dłonie położył na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. W tym momencie nie zdawał sobie sprawy z tego, że sprawia mi ból. Zachłannie wpił się swoimi ustami w moje jakby od lat mnie nie całował. Posmak alkoholu był dla mnie okropny. Skrzywiłam się, a chłopak od razu odsunął swoją twarz. Wyczuł moje niezadowolenie.
  - Co stało się mojej Rooney? - wybełkotał opierając swoje czoło o moje.
  - Matt jesteś pijany. - przymknęłam powieki. - Chodź spać.
  - Noc jest od innych rzeczy, Rooney. I nie jestem pijany.
  - Chodź. - szepnęłam łapiąc go za rękę.
  - Wiedziałem, że masz ochotę. - jego bełkot był trochę nie wyraźny, więc przestałam zwracać na niego uwagę i po prostu pomogłam mu trafić do łóżka.
  Gdy oboje już leżeliśmy, pocałowałam go, a następnie próbowałam zasnąć. Po dzisiejszym dniu jednak nie było to takie proste. Tyle się dziś wydarzyło. Zaczynając od kłótni z Mattem, a kończąc na rozmowie z biologiczną siostrą.
  - Rooney?
  - Hm?
  - Kochasz mnie? - zaskoczona ponownie otwarłam oczy i na niego spojrzałam.
  - Tak.
  Nie pamiętam kiedy ostatnio spytał o moje uczucia. To było coś nowego i zarazem miłego. Szkoda tylko, że jutro nie będzie nawet o tym pamiętał. Jutro będzie znowu tym samym chłodnym chłopakiem.
  - To dobrze. - stwierdził.
  Healy już zasypiał, więc sama postanowiłam zrobić to samo. Chciałam aby było już jutro. Nie mogłam się doczekać spotkania z Alison. Poza tym nie potrafiłam przestać myśleć o moim nowym sąsiedzie. Był on taki inny. Przy nim nie czułam się tak jak przy swoim chłopaku. Poza tym Zayn pozwalał mi zapomnieć o rzeczywistości, którą pragnęłam zmienić, ale nie potrafiłam. Mogłam jedynie mieć nadzieje, że jutro znów się spotkamy. Będę mogła patrzyć w jego czekoladowe tęczówki i uśmiechać, słysząc jak nieustannie próbuje mnie rozbawić i dowiedzieć się czegoś o mojej osobie.

~~*~~

Rozdział jest średnio udany. Szczerze mówiąc to mi się nie podoba, ale kolejny będzie lepszy.
W końcu pojawi się nowa postać, którą mam nadzieje polubicie. :D
Jeżeli przeczytaliście to skomentujcie. :)

Nika

środa, 10 września 2014

Rozdział 3

  Marzyłam o prawdziwej rodzinie. Pragnęłam poznać chłopaka, z którym spędziłabym resztę życia. Wiedziałam, że z Mattem nigdy tego nie dostanę. Nie wiem, czy on właściwie wiedział co to rodzina. Podobnie jak ja, musiał radzić sobie sam w życiu. Może to, po części nas do siebie zbliżyło.
  - Matt, gdzie są te listy, które tu zostawiłam? - spytałam wchodząc do salonu.
  Chłopak siedział na kanapie i pisał do kogoś sms'a.
  Skrzyżowałam ręce na piersiach i czekałam na jakąkolwiek reakcje z jego strony.
  - Nie wiem. - włosy opadły mu na czoło i częściowo na oczy.
  Nie cierpiałam, gdy włosy zakrywały mu twarz. Najchętniej podeszłabym do niego i odgarnęła je na bok. Jednak nigdy tego nie robiłam. Matta denerwowała jakakolwiek czułość z mojej strony.
  - Był tu list do mnie. - chłopak słysząc moje słowa, włożył z powrotem swój telefon do kieszeni jeansów.
  Spojrzał na mnie ironicznie, a następnie wstał i ruszył wolnym krokiem w moją stronę.
  - Skoro go tu nie ma, to najwyraźniej go tu nie było. - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
  - Nie rób ze mnie idiotki. - warknęłam. - Jakim prawem go ruszyłeś?
  Brunet stanął przede mną i złapał między palce mój podbródek. Jego twarz przepełniona była irytacją. Healy nie lubił, gdy chamsko się do niego zwracałam. W końcu to on był najważniejszy na świecie.
  - To na pewno nie było nic ważnego. Nikt nie pisałby listu do tak tępej dziewczyny. Jesteś nikim, Rooney.
  Znowu czułam się jak śmieć. Jego osoba czekała na jakąś oznakę złamania z mojej strony, ale ja schowałam wszelkie uczucia.
  Zrobiłam krok do tyłu uwalniając się od jego osoby. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku łazienki. Trzasnęłam za sobą drzwiami oraz zamknęłam je na klucz.
  Miałam już serdecznie dość takiego życia. Każda chwila przepełniona poniżeniami albo krytyką. To wszystko mnie wykańczało. Zaczęłam płakać. Czułam się upokorzona.
  Usłyszałam głośny trzask drzwi. Jak zwykle się ulotnił. Byłam wściekła i chciałam na czymś rozładować wszystkie emocje, więc podeszłam do lustra. Moje odbicie było tak żałosne, że nie potrafiłam na siebie patrzeć. Uniosłam dłoń, a następnie uderzyłam pięścią w swoje odbicie. Szkoło posypało się na podłogę i umywalkę.
  Obraz zamazały mi łzy, które nie przestawały wypływać z moich oczu. Czułam jak moją rękę przeszywa cholerny ból. Moje szlochy przerwał głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
  Odsunęłam się od umywalki i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku korytarza. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam osobę, której najmniej bym się teraz spodziewała. Przede mną stał nie kto inny jak Zayn. Przez chwilę bacznie mi się przeglądał. Zayn bez żadnych zahamowań przekroczył próg mojego domu. Gdy stał naprzeciwko mnie uniósł do góry rękę jakby chciał mnie dotknąć, ale w ostatnim momencie ją cofnął. Dla niego pewnie też byłam nic nie wartym śmieciem. Dlaczego z nim miało być inaczej? Nawet się dokładnie nie poznaliśmy.
  - Co tu się stało? - spytał wystraszony.
  Dopiero teraz zauważyłam, że przygląda się mojej ręce. Szybko się obróciłam i pobiegłam do łazienki. Ogarniała mnie panika. Gdy byłam młodsza zawsze na widok krwi mdlałam. Cała umywalka ubrudzona była w czerwonej cieczy. Przyłożyłam dłoń do ust by nie zwymiotować. Czułam jak kręci mi się w głowie i pulsuje mi ręka. Po tym uderzeniu złość wcale mi nie przeszła.
  Zayn położył mi ręce na ramionach i pociągnął do tyłu wyprowadzając z łazienki. Plecami opierałam się teraz o ścianę. Zaczerpnęłam powietrza, ale w mojej głowie nadal wirowało.
  - Rooney, co ty zrobiłaś? - w jego głosie nie było ani trochę ironii, pogardy czy też wrogości.
  On był inny. Chociaż mnie nie znał to był wobec mnie bardzo opiekuńczy. Traktował mnie z szacunkiem, jakiego wcześniej nie zdobyłam przy Healym. Zaś przy Zaynie czułam się naprawdę dobrze.
  - Chodź.
  Chłopak zaprowadził mnie do kuchni, a następnie posadził na stołku. Szatyn przysunął drugi stołek do mojego i zaczął zajmować się moją ręką.
  - Są lepsze sposoby na wyładowanie swoich emocji. - stwierdził.
  Wpatrywałam się w jego skupioną twarz. Był piękny. Jego ciemna karnacja była cholernie seksowna.
  - Wcale nie pozbyłam się złości. - powiedziałam pod nosem.
  - Ale w zamian rozwaliłaś sobie rękę. Mogłaś przywalić w jego twarz, nie w lustro. Dałoby ci to większą satysfakcję. - prychnęłam słysząc jego słowa.
  - Za to wtedy rozwaloną miałabym twarz. - od razu pożałowałam swoich słów.
  Zayn spojrzał na mnie badawczo.
  - On cię bije?
  - Nie. Zresztą to nie twoja sprawa. - chłopak skinął głową i wrócił do poprzedniej czynności. - Po co właściwie przyszedłeś? Nie powinno cię tu być. Matt się wkurzy jeśli cię tu zastanie.
  - Cóż liczyłem na jakąś kawę za pomoc w zbieraniu twoich zakupów. - na jego ustach pojawił się tajemniczy uśmiech. - Od jakiegoś czasu siedziałem w oknie i czekałem aż twój chłopak wyjdzie z domu. Nie bierz mnie za jakiegoś psychola. Tylko przyjście tu pod jego obecnością byłoby cholernie głupie. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
  - Naprawdę czekałeś aż wyjdzie?
  - Tak. - skinął głową. - Z mojego domu mam świetny widok. No może nie taki świetny, bo widzę to czego nie chciałbym widzieć.
  Jego zmartwiony wzrok był dla mnie czymś nowym. Nigdy nikt się o mnie nie martwił.
  - Co masz na myśli?
  - Siedziałaś na huśtawce i płakałaś. - wzruszył ramionami. - Najgorsza jest świadomość tego, że nic nie może się zrobić.
  - Możemy o tym nie rozmawiać?
  - Gdzie masz jakieś bandaże?
  Wstałam i podeszłam do szafki, w której trzymaliśmy takie rzeczy. Otwarłam ją i pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy, była biała koperta z moim imieniem i nazwiskiem. Szybko wzięłam do rąk kopertę, a następnie zaczęłam ją otwierać. Nie obchodziło mnie to, że krew poplamiła papier. Musiałam wiedzieć co takiego jest napisane w środku. Miałam przeczucie, że to coś ważnego i wcale się nie myliłam.


Droga, Rooney,

  Postanowiłam zacząć ten list od przedstawienia się. Nazywam się Alison Benson. Nie, to nie zbieżność nazwisk. Jesteśmy siostrami. Znalazłam twój akt urodzenia i postanowiłam cię odnaleźć. Bardzo zależy mi na spotkaniu z tobą. Chciałabym cię poznać. Nawet sobie nie wyobrażasz jak trudno było mi cię odnaleźć. Na dole napisałam swój numer, gdybyś chciała się spotkać. Czekam na kontakt.


Ali

~~*~~

Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział. Znowu zaczęła się szkoła i wstawanie rano. :/
Właściwie to jak wrażenia po pierwszym tygodniu szkoły? xD
Byłabym szczęśliwa gdyby każdy skomentował rozdział. Jeśli zostawiasz, chociaż emotikonke będzie dobrze. xD Ważne że będę wiedzieć ile osób przeczytało. :)
Chciałabym wam się też pochwalić zwiastunem bloga. :D
https://www.youtube.com/watch?v=8cFqFOJ-Qck&feature=youtu.bep

Nika



środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2

  Zamyślona wracałam ze sklepu. Zrobiłam ''małe'' zakupy do pustej lodówki. Może nie byłaby aż tak pusta, gdyby Matt dawał mi trochę więcej pieniędzy. Byłam od niego uzależniona.
  Studiowałam w myślach wczorajszy dzień. Najpierw ten chłopak, później upokarzająca scena z Mattem. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
  Byłam już pod domem, gdy reklamówka z zakupami urwała mi się i wylądowała na chodniku.
  - Cholera! - jęknęłam.
  Tylko ja mam takie szczęście. Kucnęłam i zaczęłam zbierać zakupy. Produkty, które jeszcze chwile temu były w reklamówce, teraz leżały rozrzucone po chodniku. Nic mi się nigdy nie udaje.
  Widząc, że obok mnie ktoś kucnął zszokowana spojrzałam w tamtym kierunku. Nie był to nikt inny jak chłopak mieszkający naprzeciwko mnie. Zbierając zakupy uśmiechał się. Widząc, że go obserwuje spojrzał na mnie pytająco.
  - Coś nie tak? - jego głos znowu wywołał te dziwne uczucie w żołądku.
  Chyba miałam motylki w brzuchu. To strasznie dziwne. Nawet Matt nigdy nie doprowadzał mnie do takiego stanu.
  - Um... nikt nigdy mi w niczym nie pomagał. - powiedziałam niepewnie wzruszając ramionami.
  Na chwilę między nami zapanowała cisza, ale szatyn postanowił ją przerwać.
  - Widziałem cię wczoraj i wydaje mi się, że i ty mnie widziałaś. Chciałem do ciebie podejść, ale nagle zniknęłaś. - zaśmiał się.
  Jego śmiech był taki miły dla uszu. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
  - Jestem Zayn. - wysunął do mnie rękę, którą bez wahania uścisnęłam.
  - R...
  - Rooney, co ty do cholery wyprawiasz?! - warknął zezłoszczony Matt, który akurat wyszedł z domu.
  Szybko wróciłam z powrotem do zbierania zakupów, nie patrząc ani na Zayna, ani na Healyego.
  - Reklamówka mi się rozwaliła. - westchnęłam.
  Wstałam na równe nogi i dopiero teraz zauważyłam, że obaj mierzą się wzrokiem. Wzięłam swoje rzeczy od Zayna i delikatnie się do niego uśmiechnęłam. Następnie powoli ruszyłam w stronę domu.
  - Chodź. - powiedziałam przechodząc obok Matta, który na szczęście ruszył za mną.
  Byłam pewna, że w domu wybuchnie. Nie myliłam się.
- Co to było, Rooney? - krzyknął wchodząc do domu.
  Nie zwracając na niego uwagi od razu poszłam do kuchni.
  - Nie rozumiem o co ci chodzi.- odłożyłam na stół zakupy, a następnie oparłam o niego dłonie.
  Przymrużyłam oczy słysząc jego zbliżające się kroki. Szybko znalazł się za moimi plecami. Gdy zbliżył swoje usta do mojego ucha przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
  - Nie pogrywaj ze mną.
  - Nic do cholery nie zrobiłam. Skończ ze swoimi chorymi paranojami. - powiedziałam rozgoryczona.
  Matt złapał za mój nadgarstek i szybkim ruchem odwrócił do siebie. Zabolało. Mój nadgarstek zaczął nieprzyjemnie piec. Skrzywiłam się, a następnie spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Nienawidziłam gdy taki był.
  - Nie zwracaj się tak do mnie. - warknął.
  Przez kilkanaście sekund wpatrywał się w moje oczy. Nie mógł widzieć w nich niczego innego poza bólem, który sam mi stwarzał. Jego palce się rozluźniły.
  - Przecież wiesz, że cie kocham, Rooney. - jego ściszony głos w tej chwili wydawał mi się bardzo głośny. - Nigdy byś ode mnie nie odeszła, prawda? - z niepewną miną pokiwałam głową.
  Matt był mistrzem manipulacji i wspaniałym aktorem. Ja za to byłam bardzo naiwną dziewczyną, która wierzyła w jego dobroć. To nie pierwszy raz, kiedy Healy najpierw wywołuje awanturę, a później mówi jaka to ja nie jestem wyjątkowa i jak to on bardzo mnie nie kocha. Puste, bezwartościowe słowa. Byłam tylko i wyłącznie jego darmową rozrywką. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogę rozmawiać z kimś innym niż on sam. W jego oczach byłam niczym i nikim. Zaczęłam się dziwić, że właściwie poświęca mi swój drogi czas. Miałam przynajmniej nadzieję, że dobrze się bawił moim kosztem.
  - Wychodzę. - oznajmił niszcząc barierę, która jeszcze kilka sekund temu była przed moimi oczami.
  Spuściłam głowę by nie mógł zobaczyć mojej zawiedzionej twarzy. Jak zwykle udało mu się zamydlić mi oczy i znów przywołać nadzieję na to, że może być lepiej.

Zayn

  Nie potrafiłem o niej nie myśleć. Przed oczami cały czas miałem obraz jej drobnej sylwetki, samotnych oczu i pięknej twarzy anioła. Jej blond włosy powinny być rozpuszczone i dodawać jeszcze więcej uroku. Jej delikatny uśmiech powodował, że aż chciało się żyć. Była idealna pod każdym względem.
  Gdy zobaczyłem ją z tym kolesiem myślałem, że zaraz mu przywalę. Przez sposób w jaki się do niej zwracał, można było wywnioskować, że przy nim cierpi. Nosiła podarte jeansy i starą koszulkę. Było mi jej żal, ale nie potrafiłem zrozumieć dlaczego z nim jest. Nie widziałem w nim nawet grama miłości do tej dziewczyny. Był głupi. Mając przy sobie kogoś tak wartościowego zrobiłbym wszystko by ją uszczęśliwić. Oddałbym wszystko za jej miłość do siebie.
  - O czym znowu myślisz? - zapytał zaciekawiony Harry.
  Ciężko westchnąłem.
  - Niech zgodne. Znowu o niej? Jeszcze jej nie widziałem, więc nie mogę podzielać twojego zainteresowania.
  - Nie mogę zrozumieć dlaczego taka dziewczyna jest z kimś takim.
  - Cóż, zawsze mogła trafić gorzej. - stwierdził biorąc łyk soku.
  - Co masz na myśli?
  - Na ciebie. - zaczął się śmiać.
  Chwyciłem poduszkę i mocno w niego nią uderzyłem.
  - Debilu wylałem to na fotel! - krzyknął oburzony.
Szybko wstał z fotela i pobiegł do kuchni po ścierkę, po czym zaczął wycierać fotel. Nie potrafiłem się z tego nie śmiać.

~~*~~

To już drugi rozdział. :) Mam nadzieję, że podoba wam się opowiadanie.
Zapraszam do obserwowania i komentowania. :3

Nika