poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 13

  Gdy wróciłam do domu, Matta nie było. Skoro byłam sama to przynajmniej nie musiałam niczego udawać. Od ucha do ucha miałam wymalowany szeroki uśmiech. Byłam cholernie szczęśliwa. W końcu byłam na randce z Zaynem! Nigdy chyba nie bawiłam się lepiej niż z nim. Jest taki przystojny, słodki i potrafi mnie rozbawić. Przynajmniej po dzisiejszym dniu wiedziałam, że nie lubi wróżek, a one nie lubiły jego.
  Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Nie było w nim niczego interesującego, więc od razu go wyłączyłam. Spojrzałam na okno i dostrzegłam, że wcale nie byłam sama.
  Na tarasie siedział Matt. Wyglądał jakby spał na siedząco, ale trzymał w dłoni odpalonego papierosa, którego co jakiś czas przystawiał do ust. Miałam tylko nadzieje, że mnie nie obserwował. Jego włosy były ułożone w tej jego charakterystycznej fryzurze. Miał na sobie białą koszulkę i czarne spodnie. Wyglądał jakby wychodził, ale bardziej obstawiałam wersje, że dopiero wrócił i dlatego tam siedział. Objęłam się rękami i obserwowałam go. Nie patrzył w moim kierunku, więc możliwe, że nawet nie wiedział, że wróciłam, chociaż było to mało prawdopodobne, bo włączyłam wcześniej telewizor. Matt osunął się na krześle, a głowę odchylił do tyłu. Przez długi czas wpatrywał się w niebo, a później zamknął oczy i wyglądał jakby zasnął.
  Wstałam z kanapy i ruszyłam na taras. Otwarłam okno i wyszłam na zewnątrz. Matt nadal miał zamknięte oczy jakby spał.
  - Matt, chodź do środka. - powiedziałam łagodnie.
  Chłopak zacisnął usta w wąską linię. Nadal jednak pozostał w tej samej pozycji. Chciałam odezwać się jeszcze raz albo nawet podejść do niego bliżej, ale tego nie zrobiłam. Za to on się odezwał i zdziwił mnie tym co powiedział. W zasadzie to mogłam się tego spodziewać.
  - Zostaw mnie. - mruknął niewyraźnie.
  Przez chwile zastanawiałam się, czy nie jest czasem pijany. Patrzyła na niego marszcząc czoło. Postanowiłam spróbować jeszcze raz.
  - Matt...
  - Głucha jesteś, Rooney? - warknął, spoglądając na mnie.
  Przygryzłam wnętrze policzka nadal na niego patrząc. Był zły, ale nie aż tak bardzo, więc raczej niczego złego nie zrobiłam. Bynajmniej tak mi się wydawało. Trudno było go zrozumieć. Obróciłam się i chciałam z powrotem wejść do środka, ale zatrzymał mnie jego głos.
  - Zostań.
  Oszołomiona obróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię, żeby upewnić się, że to nie wytwór mojej wyobraźni. Wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Odwróciłam się i podeszłam do niego bliżej. Brunet wyciągnął w moim kierunku rękę, którą bez zastanowienia złapałam. Daj palec, a weźmie całą rękę. To powiedzenie było jak najbardziej trafne w tej sytuacji.
  Matt pociągnął mnie i już chwile później siedziałam na jego kolanach. Objął mnie w pasie i trzymał jakby się bał, że zaraz ucieknę. To było bardzo prawdopodobne. Chłopak oparł swoje czoło o moje przedramię. Uniosłam rękę i przeczesałam jego włosy na prawą stronę, tak jak były wcześniej ułożone, zanim nie opadły mu do przodu. Wplotłam w nie swoje palce i odchyliłam jego głowę do tyłu. Miał zamknięte oczy.
  - Matt. - szepnęłam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. - Matt. - powiedziałam głośniej potrząsając jego ramieniem, ale teraz również nie zareagował.
  Oddychał, ale kompletnie nie reagował. Potrząsałam jego ramieniem, ale nic się nie działo. Wstałam na równe nogi. Wystraszona sięgnęłam po swój telefon, który miałam w kieszenie i wybrałam numer Zayna. Ręce mi się trzęsły i kompletnie nie wiedziałam co robić. Chłopak na szczęście odebrał od razu.
  - Rooney?
  - Zayn, pomóż mi! - pisnęłam do słuchawki.
  - Co się stało? Rooney? - wpatrywałam się w zamknięte oczy Matta i czułam jak łamię mi się serce.
  - Nie wiem! Matt, on... nie reaguje, gdy do niego mówię. Ma zamknięte oczy, ale oddycha! Pomóż mi, proszę. - mówiłam błagalnym głosem.
  - Zaraz tam przyjdę.
  - Jestem na tarasie. - powiedziałam, ale on już się rozłączył.
  Łzy ściekały po moich policzkach, a całe moje ciało się trzęsło. Klęczałam obok krzesła, na którym jeszcze chwile temu siedzieliśmy oboje i trzymałam jego twarz w dłoniach.
  - Matt, otwórz oczy. - błagałam. - Matt... proszę...
  Obraz rozmazywał mi się przez łzy. Bałam się, że on umrze. Cały czas do niego mówiłam, ale on nie odpowiadał. Czułam się kompletnie bezradna i wystraszona. Nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się obok mnie Zayn. Odsunął moje ręce od twarzy Matta i sprawdził mu puls.
  - Co się stało? - spytał Malik.
  - Siedzieliśmy tu... i on nagle... zamknął oczy.
  Zayn ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w moje zapłakane oczy.
  - Rooney, uspokój się. On żyje. Wszystko będzie dobrze, słyszysz?
  Pokręciłam głową, nadal zalewając się łzami. Trudno było mi mu uwierzyć, gdy tak cholernie się bałam. Zayn zabrał swoje ręce i spojrzał na Matta.
  - Może coś wziął. - stwierdził Zayn. - Zadzwońmy...
  W tym samym czasie usłyszeliśmy czyjeś kroki. Ktoś wszedł do domu. Zayn zmarszczył czoło i spojrzał w kierunku okna. Nie miałam pojęcia kto tam jest i szczerze mówiąc to nawet się tym nie przejmowałam. Chciałam, żeby Matt się obudził. To było teraz dla mnie najważniejsze. Moje serce waliło teraz jak oszalałe.
  - Rooney, gdzie Healy? - spytał dobrze mi znany głos.
  Zayn przesunął się, a czarnowłosy chłopak szybko podszedł do krzesła. Alex Turner. Jeden z tych beznadziejnych kolegów Matta. Już od bardzo dawna tu nie przychodzili. Matt nie pozwalał żadnemu tu przychodzić ze względu na mnie. Nie cierpiałam ich wszystkich. To była jedyna rzecz jaką Healy dla mnie zrobił. Doskonale wiedział, że nie lubiłam, gdy tu przesiadywali. Dlatego widok Alexa trochę mnie zdziwił.
  - Długo jest nieprzytomny? - spytał Alex.
  - Chwile.
  - Pomóż mi go zanieść do salonu. - zwrócił się do Zayna.
  Gdy Matt leżał już na kanapie i był tu Alex czułam, że będzie dobrze. Nigdy chyba tak bardzo nie cieszyłam się z jego widoku jak dziś.
  - Co tu robisz? - spytałam wycierając swoje mokre policzki.
  - Czekałem na Matta, ale nie przyszedł, więc przyszedłem po niego. - wyjaśnił krótko.
  Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
  - Nigdy nie widziałem, żebyś aż tak cieszyła się na mój widok. Może Matt pozwoli mi tu częściej przychodzić.
  - Co do tego to nic się nie zmieniło. - mruknęłam.
  Spojrzałam na Zayna i przygryzłam wnętrze policzka.
  - Dziękuje, że przyszedłeś. Możesz już iść.
  Malik tylko pokiwał głową i bez słowa wyszedł z domu. Było mi głupio za to jak go teraz potraktowałam, ale gdyby Matt się obudził i zobaczył Zayna nie byłoby zbyt ciekawie.
  - Nie martw się, Rooney. Healy dojdzie do siebie. - zapewnił mnie Alex.
  Poszłam do sypialni i przyniosłam koc i poduszkę. Przykryłam bruneta kocem, a poduszkę włożyłam mu pod głowę. Klęknęłam obok kanapy i pogłaskałam jego policzek.
  - Kim był ten koleś? - zapytał Alex.
  - Mieszka na przeciwko. Przyjaźnimy się.
  - Jak było na randce? W wesołym miasteczku, tak? - usłyszałam w jego głosie drwinę.
  - Skąd ty...?
  Spojrzałam na niego, a później na Matta. Skąd on wiedział? Jakim cudem dowiedział się o tym skoro byłam tak ostrożna? I dlaczego nie zrobił mi z tego powodu awantur albo dlaczego niczego nie zrobił Malikowi? Jeszcze raz spojrzałam na Alexa.
  - Naprawdę myślałaś, że Healy jest taki głupi? - zaśmiał się. - Stwierdził, że poczeka. Wpadłaś w niezłe tarapaty, Rooney.
  Jakbym sama o tym nie wiedziała, ale jak do cholery o wszystkim się dowiedział? To było niemożliwe. Wiedziałam tylko ja, Zayn, Alison i może Harry. Nikt na pewno by mu nie powiedział.
  - Gdy tu przyszedłem to trudno było mi uwierzyć, że ten chłopak to koleś, o którym opowiadał mi Matt.
  - Dlaczego? - dopytywałam.
  - Bo szukałaś w nim pomocy, a nie kompana do ucieczki. - wzruszył ramionami. - A wyglądałaś jakby zawaliło ci się całe życie.
  - Skąd wziąłeś te mądrości? Przestań gadać albo najlepiej stąd idź. - mruknęłam.
  Chłopak uciszył się, ale nadal siedział na końcu kanapy. Spojrzałam na Matta. Zawsze miał spokojną twarz, gdy spał. Dlaczego tak bardzo się o niego bałam, skoro go nie kochałam? Spowodował tyle cierpienia w moim życiu, że sama wcale nie powinnam się przejąć jego stanem, a jedna stało się inaczej. To co mówił Alex nie mogło być prawdą. Co on mógł o mnie wiedzieć? Nawet nie byłam zła na Healywgo za to co zrobił, a raczej za to, że o wszystkim wiedział. Nie chciałam nawet myśleć o tym co się stanie, gdy będzie chciał ze mną o tym pogadać. O ile w ogóle będzie chciał gadać, a nie od razu iść do Zayna.
  Odgarnęłam mu włosy z twarz. Nadal się martwiłam, ale już znacznie mniej. Obecność Alexa mnie uspokoiła, chociaż nie do końca, bo powiedział mi wiele rzeczy, o których chyba nie chciałam wiedzieć.
  - Idź spać, Rooney. - polecił mi szatyn, ale ja od razu pokręciłam głową.
  Chciałam przy nim zostać i dopilnować, żeby nic mu się nie stało. Nadal przed oczami miałam jego nieprzytomną twarz. Czułam się jakby to wszystko było moją winą, chociaż w rzeczywistości wcale nie było.
  - Może powinniśmy zadzwonić po pogotowie. Skąd możesz wiedzieć co mu jest?
  - Oszalałaś? Chcesz wysłać ćpuna do szpitala? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co by się stało. - warknął.
  Faktycznie miał racje, ale w tej chwili nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Nadal wpatrywałam się w twarz chłopaka. W tym momencie byłam gotowa mu wszystko wybaczyć. Sama w to nie wierzyłam, ale naprawdę mogłam to zrobić.

~~*~~

Kompletnie nie miałam pomysłu na ten rozdział, ale jak już zaczęłam pisać to nie potrafiłam przestać. Tak cholernie podoba mi się to co napisałam. :D Po prostu uwielbiam Matta. :3 Mam nadzieje, że i wam tak bardzo podoba się ten rozdział. :D

Alex został dodany do zakładki ''bohaterowie''. Jeśli chcecie możecie zajrzeć. :)

Komentujcie, bo to cholernie motywujące. :D Liczę na wasze opinie i uwagi. :*

Nika

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 12

  Zanim cokolwiek zrobiłam, wyszłam na taras i zadzwoniłam do Alison. Poprosiłam ją aby w razie czego mnie kryła. Wiedziałam, że nie będę ją musiała o to prosić, bo ona i tak na pewno by to zrobiła, ale chciałam mieć pewność, że tu nie przyjdź, gdy ja będę z Zaynem. Matt wtedy już by mi nie groził tylko wykonał swoją obietnice. Tak dużo ryzykowaliśmy.
  Wróciłam do domu i poszłam się ogarnąć. Byłam w kompletnym nieładzie, a miałam coraz mniej czasu. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, zrobiłam codzienny makijaż, który składał się z tuszu i różowej szminki, następnie ubrałam się w przyszykowane wcześniej ubrania i wyszłam z łazienki.
  Matt siedział na kanapie, a gdy mnie zobaczył otwarł szerzej usta. Był przyzwyczajony do tego, że wyglądam jak szara myszka? To było kiedyś. Healy podrapał się po karku.
  - Ładnie wyglądasz, Rooney.
  Powiedział w końcu. Z niewzruszoną miną na niego spojrzałam.
  - Wyglądam jak zwykle. - mruknęłam. - No może z wyjątkiem tego, że dziś rozpuściłam włosy i ubrałam coś co nie przypomina starych dresów. Przyzwyczajaj się, bo nie mam zamiaru wiecznie wyglądać jak lump.
  Chłopak wpatrywał się we mnie i pewnie zastanawiał się co powiedzieć. Spojrzałam na swój nadgarstek i poprawiłam zegarek, który dostałam od Alison.
  - Gdybyś dawał mi czasami pieniądze nie miałabym z tym problemu.
  Brunet wstał i wyciągnął z kieszeni portfel. Zaśmiałam się widząc ten widok.
  - Nie wierze w to co widzę! Matt Healy chce mi dać pieniądze. - pokręciłam głową. - Już ich nie chce. Wolałabym żebrać na ulicy niż wziąć od ciebie choćby grosz.
  Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, nie obracając się za siebie. Słyszałam, że za mną poszedł, ale musiałam udawać twardą. W głębi duszy wcale taka nie byłam, ale chciałam, żeby on w to uwierzył nie ja.
  - Jesteś na mnie zła? - prychnął opierając się o futrynę.
  - Zachowujesz się jakbyś był Bogiem i wszyscy muszą ci się podporządkować. - stwierdziłam wkładając buty. - Ja się na to nie pisze.
  - Stałaś się taka mądra, bo właśnie wychodzisz.
  Od razu pokręciłam głową, spoglądając na niego. Miał zaciśniętą szczękę, więc wcale nie był taki wyluzowany jak chciał być.
  - Jestem już tym wszystkim zmęczona, Matt. Mam już ciebie dość.
  Mówiąc te słowa sięgnęłam ręką po klamkę. Nacisnęłam ją i chciałam otworzyć drzwi, ale Healy w tym samym czasie zamknął je z głośnym trzaskiem. Zacisnęłam usta w cienką linie.
  - Powiedz mi teraz jaka jestem beznadziejna, jak to bardzo mną gardzisz.
  Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Matt spoglądał na mnie marszcząc czoło. Uniósł dłoń i odgarnął kosmyki moich włosów za ucho.
  - Kogo tym razem będziesz chciał zabić? Zayna? Alison? Może Harryego? Zabij mnie. - podsunęłam mu. - Wszystkie moje problemy zostałyby rozwiązane. Zrób to! - krzyknęłam.
  Brunet przysunął się do mnie i chciał mnie objąć, ale go od siebie odepchnęłam. Obróciłam się, szybko wychodząc z mieszkania. Co on sobie wyobrażał? Zachowuje się jak jakiś kompletny idiota i nagle przypomniało mu się, że przecież podobno mnie kocha. Jak dla mnie ten związek nie miał sensu. Matt Healy mógłby zniknąć z mojego życia raz na zawsze, a ja nie zapłakałabym z tego powodu ani razu. Już dość wylanych łez przez tego bezuczuciowego dupka.

  Oboje z Zaynem podeszliśmy do stoiska z watą cukrową. Chłopak kupił jedną, którą chwilę później mi podał. Sam powiedział, że nie ma ochoty, chociaż i tak co jakiś czas skubał moją.
  - Idziemy na kolejkę? - spytałam.
  - Przed chwilą powiedziałaś, że nie chcesz. - zaśmiał się.
  Wzruszyłam ramionami, nie potrafiąc się nie uśmiechnąć. Wzięłam kolejny kawałek waty do buzi. Zawsze uwielbiałam ten smak. To taki minimalny powrót do tych dobrych chwil z mojego dzieciństwa.
  - Ty przed chwilą powiedziałeś, że nie masz ochoty na watę. Jesteś taki niezdecydowany. - stwierdziłam przewracając oczami teatralne.
  Od razu odpowiedział mi jego szczery śmiech.
  - To samo można powiedzieć o tobie.
  - Mi wolno, jestem kobietą, a kobiety są wiecznie niezdecydowanie.
  Przystanęłam w miejscu i wskazałam palcem na mały namiot z napisem wróżka Samantha. Malik zmarszczył czoło wpatrując się w namiot.
  - Wierzysz w takie brednie? - zdziwił się.
  - Nie i właśnie dlatego chce tam iść. Nigdy nie zrobiłeś żadnej rzeczy tylko po to by się pośmiać? - spytałam ruszając w kierunku namiotu.
  Nawet nie wiedziałam, czy Mulat za mną poszedł. Byłam bardzo ciekawa co ta kobieta mi powie. Weszłam do środka, a zaraz za mną wszedł Zayn. Rozejrzałam się dookoła. Na środku stał stolik, a na nim czerwony obrus, karty do tarota i szklana kula. Obok stolika stały dwa krzesła, a na jednym z nich siedziała kobieta w różowej sukience, która bardziej przypominała szatę. Na głowie miała tego samego koloru turban, a w uszach kolczyki z dużymi, świecącymi kamieniami.
  - Witajcie, moje dzieci. - powiedziała radośnie. - Spodziewałam się was.
  Wskazała palcem na krzesło obok wejścia do namiotu.
  - Weź je i chodźcie bliżej. - zachęcała nas.
  Jak zaczarowana podeszłam do krzesła obok stolika i usiadłam na przeciwko kobiety. Spod turbana wystawały jej czarne kosmyki włosów. Kobieta miała około czterdziestu paru lat. Jej twarz była pokryta dużą ilością makijażu i brokatu, ale mimo wszystko na jej twarzy były niewielkie zmarszczki, które od razu rzucały się w oczy.
  - Ty również podejdź. - spojrzała na Malika, który własne przysunął swoje krzesło do stolika. - Daj mi swoją rękę, a powiem ci jaka będzie twoja przyszłość, koteczku. - zwróciła się tym razem do mnie.
  Podałam jej swoją szczupłą, trochę klejącą się dłoń, którą ona od razu odwróciła i przyjrzała się jej linią.
  - Masz bardzo długą linię miłości, ale zaś niezbyt długą linię życia. - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Ale nie przejmuj się tym, ponieważ większość ludzi, którzy tu przychodzą takie mają. Przewlekłe choroby są najczęstszą przyczyną. - mruknęła.
  Przeszedł mnie dreszcz słysząc w jak banalny sposób to mówiła. Tak jakby kompletnie ją to nie obchodziło, a ja byłam po prostu jedną z wielu. Liczyłam na to, że usłyszę coś bardziej wartościowego.
  - Nie ma najmniejszego powodu, żeby się przejmowały, bo to ściema. W tej swojej kuli widzi pani przyszłość? - zaśmiał się Zayn. - Widziała pani nas w niej jak szliśmy?
  - Nie bądź śmieszny, młody niedowiarku! - podniosła głos patrząc rozzłoszczonym wzrokiem na chłopaka.
  - Ześle pani na mnie klątwę? - prychnął.
  - Jeśli myślisz, że tymi oszczerstwami zaistniejesz w oczach tej młodej damy, to się mylisz. - powiedziała oschle.
  Zayn wstał i spojrzał na mnie.
  - Wiedziałem, że to głupi pomysł, żeby tu przychodzić, Rooney.
  Kobieta również wstała i spojrzała na Malika. Zaczęłam mu się dokładnie przyglądać, a raczej jego tęczówką. Szatyn też na nią spojrzał, marszcząc czoło.
  - W twoich oczach widać zakochanie, ale coś stoi ci na przeszkodzie by zyskać jej miłość. Widać też niepewność i lęk przed czymś co ci zagraża. Jesteś odważny, ale nawet ta odwaga jest zbyt słaba by zwalczyć strach. Dlaczego zamknąłeś oczy? - zaśmiała się. - Powiedziałam za dużo? Ty i twoje zwątpienie w ludzkie umiejętności kiedyś zginiecie.
  - Bo tak powiedziała emerytowana wróżka telewizyjna?
  Kobieta cała się zaczerwieniła, a jej oczy otwarty się szerzej. Przyłożyła dłoń do czoła i jak płatek kwiatu opadła na krzesło głośno wciągając powietrze.
  - Wyjdźcie. - zażądała zdławionym głosem. - Dostałam migreny. To przez waszą złą energię. - fuknęła. - Mogę ci tylko współczuć, kochanie. Odrywając się od jednego chama natrafiasz na kolejnego.
  Oboje ruszyliśmy do wyjścia, ale jej słowa zdążyły się wyryć w mojej pamięci. Gdy opuściliśmy namiot wróżki spojrzałam oszołomiona na Zayna.
  - Co to było? - zachichotałam.
  - Nawiedzona wróżka. - odpowiedział kręcąc z dezaprobatą głową. - Nigdy więcej! Obiecaj, że nie będziesz chciała tu wrócić.
  Znowu zaczęłam się śmiać. Malik miał minę jakby przed chwilą ktoś go uderzył.
  - Zirytowałeś ją!
  Gdy ruszyliśmy przed siebie, naprawdę miałam nadzieje, że nigdy tu nie wrócę.
  - To było okropne. - stwierdził, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. - Wlepiła we mnie ten swój wzrok i zaczęła mówić te rzeczy. - chłopak pokręcił głową. - Nigdy więcej, Rooney!
  - Obiecuje. - zaśmiałam się. - Ale mogłeś dać jej szanse. Od razu założyłeś, że to oszustka.
  - I nadal tak twierdze.
  Oboje z Zaynem poszliśmy przejechać się kolejką. Wrzeszczałam całą drogę w dół, a Zayn nie potrafił się ze mnie nie śmiać. To był świetny dzień i zamierzałam z nim jeszcze taki spędzić. Zayn był naprawdę świetnym chłopakiem. Wróżka wcale nie miała racji mówiąc, że jest taki jak Matt.

~*~

Nie wiem jeszcze kiedy napisze kolejny rozdział, ale chyba niedługo. :3
Komentujcie opowiadanie i dodawajcie się do obserwatorów. :)
Życzę wam wesołych świąt i udanego sylwestra. :*

Nika

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 11

    Kompletnie nie miałam pojęcia gdzie Zayn jedzie. Zresztą było mi to obojętne byle nie wracać do Matta. Niecierpliwie stukałam palcem o nogę.
  - Już jesteśmy. - powiedział, parkując samochód na parkingu.
  Kompletnie nie wiedziałam co to za miejsce. Dwupiętrowy budynek, który przypominał trochę szpital albo szkołę.
  Wysiadłam z auta i spojrzałam pytająco na Zayna. Co to było za miejsce i co tu robiliśmy?
  - Chodźmy.
  Zayn wyciągnął do mnie rękę, którą od razu złapałam. Poprowadził mnie do drzwi, po czym otworzył je przede mną i przepuścił pierwszą. Niepewnie przekroczyłam próg i rozejrzałam się dookoła.
  Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy przypominało trochę jakiś prywatny blok, chociaż budynek wcale na blok nie wyglądał. W portierni siedział straszy mężczyzna, który spojrzał w naszym kierunku witając nas zwykłym: dzień dobry. Malik podszedł do mężczyzny i chwilę o czymś z nim rozmawiał, po czym kiwnął do mnie głową.
  Oboje teraz szliśmy jakimś korytarzem, a po jego obu stronach mieściły się jakieś drzwi. Gdy pytałam chłopaka gdzie idziemy on odpowiadał tylko, że zobaczę za chwilę. Nigdy nie byłam cierpliwa i wcale nie ukrywałam tego przed Mulatem. Czasami mijali nas jacyś ludzie, niektórzy byli w fartuchach lekarskich, a zaś inni byli to starsi ludzie.
  Zayn zatrzymał się przed pokojem z numerem 38 i cicho zapukał. Nie czekając na pozwolenie nacisnął klamkę i zajrzał do środka. W pokoju nikogo nie było. Nawet nie mogłam się przyjrzeć dokładniej wnętrzu, ponieważ chłopak zamknął drzwi i ruszył ponownie przed siebie.
  - Idziemy na dwór. - powiedział uśmiechając się w moim kierunku.
  Gdy doszliśmy do drzwi prowadzących na zewnątrz, Zayn wreszcie wyjaśnił mi co tu robimy.
  - To dom starości. - wyjaśnił. - Tu mieszkają moi dziadkowie i chce, żebyś ich poznała.
  Nie bardzo rozumiałam dlaczego Zaynowie zależało na tym, żebym poznała jego babcie i dziadka. Było to trochę dziwne, ponieważ właściwie nawet dobrze nie znałam jego.
  - Tylko nie myśl, że moja rodzina nie chciała się nimi zajmować. Oni sami podjęli taką decyzje. Moja mama nie chciała się na to zgodzić, ale nic nie mogła zrobić. - chłopak wzruszył ramionami.
  Zatrzymał się i zaczął wypatrywać swojej rodziny. Nadal zastanawiałam się dlaczego tak bardzo chciał, żebym tu z nim przyjechała. Przecież jego dziadkowie nawet mnie nie znali, a pewnie chciał ich odwiedzić. Byłam dla nich kompletnie obca.
  Malik złapał za moją dłoń i zaczął prowadzić w kierunku ławek. Siedziało tam kilka starszych ludzi. Na jednej dwie kobiety, które zawzięcie o czymś dyskutowały, na ławce dalej mężczyzna czytający gazetę, a zaś na kolejnej starsza pani wpatrzona w mężczyznę siedzącego obok siebie. Oboje byli w zbliżonym wieku do siebie, więc była to niewielka różnica wiekowa. Gdy podeszliśmy trochę bliżej zauważyłam, że trzymają się za ręce. Byli szczęśliwi i to można było zauważyć od razu.
  Zatrzymaliśmy się przed trzecią z ławek, obok dziadków Zayna. Kobieta spojrzała na nas i od razu się uśmiechnęła.
  - Zayn. - powiedziała ucieszona kobieta. - Przecież mówiłam ci, żebyś nie przyjeżdżał. Pewnie jesteś zajęty przeprowadzką.
  - Dla was zawsze mam czas. - odpowiedział z uśmiechem. - Poza tym przyjechałem z przyjaciółką. Rooney to moja babcia i dziadek.
  - Dzień dobry. Miło mi państwa poznać.
  - Nam również. - odezwał się zachrypnięty męski głos.
  Dziadek Zayna zaczął strasznie kaszleć, a jego babcia z współczuciem patrzyła na męża. Wyciągnęła z kieszeni jego kamizelki jakiś mały przedmiot, który od razu mu podała. Był to chyba inhalator. Zatroskana kobieta gładziła ramię męża.
  - Dziadek się dzisiaj gorzej czuje. - oświadczyła spoglądając na Zayna.
  - Może pójść po pielęgniarkę? - spytał Malik.
  - Nie. - oświadczył słabym głosem jego dziadek.
  - Wracajmy do pokoju.
  Babcia Zayna wstała z miejsca i pomogła zrobić to samo mężu. Oboje powoli ruszyli w kierunku ośrodka.
  - Zayn, przyjedzcie innym razem. - zawołała spoglądając przez ramie.
  Chłopak bez słowa na mnie spojrzał i wzruszył ramionami.
  - Nie przejmuj się.
  Chyba zauważył jaki wyraz twarzy miałam. Zayn złapał moją dłoń i przybliżył się do mnie.
  - Chciałem ci pokazać jak wygląda prawdziwa miłość. - szepnął nachylając się w moim kierunku. - Zachowują się jakby mieli jeszcze przed sobą całe życie. Mimo tego, że są już starzy nadal się kochają i nie widza poza sobą życia.
  Wpatrywałam się w odchodzącą parę. Teraz rozumiałam o co mu chodziło. Chciał mi udowodnić, że to co jest między mną, a Mattem wcale nie nazywa się miłością. Miał racje. Nie wyobrażałam spędzenia starości obok Matta.
  - Jak się poznali?
  - Niewiele wiem, bo ani babcia, ani dziadek nie chcieli mi tego opowiedzieć. Babcia była wtedy bardzo młoda, bo miała zaledwie siedemnaście lat, a dziadek dwadzieścia pięć. Jej rodzice byli przeciwni temu związkowi, ponieważ dziadek był od niej starszy i nie miał pieniędzy. Oboje zresztą pochodzili z biednych rodzin. Wiem tyle, że babcia miała zakaz spotykania się z dziadkiem, ale oboje bardzo się kochali, więc postanowili, że uciekną. Najwyraźniej im się udało, ponieważ są razem do tej pory. - wzruszył ramionami. - Babcia nigdy nie chciała o tym mówić, ponieważ to dla niej smutny temat. Mimo wszystko zawsze tęskniła za rodzicami, ale teraz ma już swoją rodzinę i dziadka.
  Wpatrywałam się w Zayna i nie potrafiłam uwierzyć w to, że oni naprawdę byli ze sobą tak dużo. Przeżyli naprawdę wiele skoro musieli uciec, żeby ze sobą być. W dodatku nie mieli pieniędzy, więc to tylko musiało im utrudniać życie. Szkoda, że Zayn nie zna większych szczegółów tej historii, bo na pewno była niezwykła. Może kiedyś jego babcia mu ją opowie ze szczegółami i również ja dowiem się o niej więcej.
  - Wracajmy.
  Głos Malika wyrwał mnie z chwilowych rozmyśleń. Znowu byliśmy w szarej rzeczywistości. Na myśl o powrocie do domu od razu popsuł mi się humor.
  - Spotkamy się jutro? - spytał szatyn, gdy szliśmy do samochodu.
  - Rozmawialiśmy już o tym. - przypomniałam mu.
  - Właśnie, więc gdzie chciałabyś iść?
  To było miłe, że pomimo mojej odmowy Zayn nadal nalegał na to abyśmy się dalej spotykali. W jakimś maleńkim stopniu musiało mu zależeć.
  - Może wesołe miasteczko? Nie pamiętam kiedy tam ostatnio byłem, a tobie przyda się trochę rozrywki.
  Jego uśmiech nie pozwalam mi na jakikolwiek sprzeciw. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego wesołej twarzy. Przygryzłam dolną wargę i skinęłam głową.
  - Proponujesz mi zwykłe przyjacielskie spotkanie? - uniosłam jedną brew do góry nie spuszczając z niego spojrzenia.
  Zayn wyraźnie nie wiedział co ma odpowiedzieć. Na jego twarzy była widoczna niepewność. Może wcale nie powinnam tego mówić?
  - Nie.
  Teraz to ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. Poczułam się trochę zakłopotana, ponieważ najpierw chce zerwać z nim kontakt, a później wymuszam takie sytuację. Ciężko westchnęłam.
  - Przepraszam. - mruknęłam cicho.
  - Rooney, pójdziesz ze mną na randkę?
  Jestem kretynką, która kompletnie zwariowała.
  - Tak, Zayn, pójdę z tobą na randkę.
  Widząc jego promienny uśmiech moje serce znowu dało o sobie znać. Uderzało tak jakbym właśnie przebiegła maraton.
  Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam, ponieważ nie byłam fair ani wobec Zayna ani wobec Matta, ale co mogłam zrobić w obecnej sytuacji. Mój związek z Healym i tak był już tylko wspomnieniem. Nie kochałam go, nigdy. Może późno sobie to uświadomiłam, ale przez cały czas myślałam, że to miłość. Jak mogłam porównywać do siebie tak odległe do siebie uczucia? Zauroczenie i miłości.

~*~

Jeśli czytajcie moje opowiadanie to byłabym wdzięczna gdybyście komentowali, ponieważ to bardzo motywuje do pisania. :D

Zapraszam:
http://ask.fm/opowiadanianiki
http://dark-story-with-one-direction.blogspot.com


Nika