środa, 26 listopada 2014

Rozdział 10

  Poszłyśmy z Alison do parku, żeby spokojnie porozmawiać. Dziewczyna uspokoiła się już po tym jak Matt ją uderzył. Było mi strasznie wstyd za to, że mój chłopak był kimś tak agresywnym. Cały czas nie mogłam pojąć jak ktoś może się tak bardzo zmienić. Kiedyś był zupełnie inny. Wtedy go kochałam, a teraz? Nie miałam innego wyboru.
  - On ma jakieś problemy. Nie wiem o co chodzi, ale zauważyłam, że coś jest nie tak.
  - Chyba umysłowe. - powiedziała oschle Ali.
  - Wczoraj zauważyłam, że coś się stało. - udawałam, że nie słyszałam jej słów.
  - Czemu tak sądzisz?
  - Spędziłam wczorajszy wieczór z Zaynem i Harrym, a on nie chce żebym się z nimi spotykała. Świetnie się bawiliśmy. Trochę z nimi wypiłam, a gdy wróciłam do domu, Matt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Siedział w kuchni i nad czymś najwyraźniej myślał. Nie zrobił mi awantury o to, że byłam pijana, a tym bardziej o to, że byłam u sąsiadów. Coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć co. - westchnęłam. - Przepraszam cię. Nie chciałam, żebyś znowu była świadkiem naszej kłótni.
  - O co mu w ogóle chodziło?
  - Rozmawiałam przez telefon z Zaynem, a gdy zobaczyłam Matta wystraszyłam się i zaczęłam udawać, że rozmawiam z tobą.
  - To moja wina. Przyszłam i nawet wcześniej cię nie uprzedziłam. - skrzywiła się.
  - On na pewno wiedział już wcześniej, że go okłamuje. - wypuściłam głośno powietrze. Spojrzałam na siostrę i zauważyłam, że uśmiecha się pod nosem. - Co? - blondynka uniosła zdezorientowana głowę. Chyba nie zrozumiała o co mi chodzi. - Czemu się uśmiechasz?
  - Kręcisz z seksownym sąsiadem, Rooney? - uniosła jedną brew i spojrzała na mnie podejrzliwie. Zaśmiałam się.
  - Nie, nie kręcę z sąsiadem, Alison.
  - Spójrz idzie tam!- odwróciłam się szybko i spojrzałam w tym samym kierunku co ona, ale nikogo tam nie było.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. - mruknęłam.
  Blondynka głupio się śmiała z mojej reakcji.
  - Widać, że wcale cię nie obchodzi.
  - Bo tak jest.
  - Zadzwoń do niego. - powiedziała poprawiając swoje włosy.
  - Właściwie to masz rację. Muszę z nim pogadać.
  Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam jego numer. Alison dokładnie mi się przyglądała. Na jej ustach był wymalowany uśmieszek zadowolenia. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to nie będzie przyjacielska pogawędka tylko poważna rozmowa.
  - Hallo?
  - Hej, Zayn. Musisz porozmawiać.
  - Coś się stało? - spytał zaniepokojony.
  - To nie rozmowa na telefon. - westchnęłam.
  - Jasne. Chcesz się teraz spotkać? Jesteś w domu?
  - Jestem w parku. Przyjdź jeśli możesz. Będę czekać.
  - Okej. Będę za chwilę. - rozłączył się, a ja znowu głośno westchnęłam.
  - Jesteś z nim w ciąży? - jej niespodziewane pytanie kompletnie mnie zdziwiło.
  - Oszalałaś?! Skąd ci to przyszło do głowy?
  - Rozmawiałaś z nim tak jak w filmach, gdy dziewczyna chce powiedzieć chłopakowi, że wpadła. - zaśmiałam się.
  - Alison, nic mnie z nim nie łączy. To tylko przyjaciel.
  Właściwie to był moim pierwszym przyjacielem. Nigdy wcześniej nikogo tak nie traktowałam. W domu dziecka nie miałam nikogo bliskiego. Byłam za bardzo skryta, żeby się z kimś przyjaźnić. Zawsze trzymałam się na uboczu.
  - Okej, jak tam sobie chcesz. Ja już pójdę skoro musisz wyjawić mu sekret o dziecku.
  - Alison! - pisnęłam. - Przestań już z tą ciążą.
  - Do zobaczenia.
  Dziewczyna z uśmiechem na ustach, pomachała mi na odchodne. Odprowadzałam ją wzrokiem i sama zagłębiałam się w wspomnieniach. Zawsze uważałam, że dzień, w którym poznałam Matta Healy'ego jest moją przepustką do szczęścia. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać, że to był tylko kolejny gwóźdź do trumny.

  Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku ośrodka. Miałam jeszcze do przejścia tak długą drogę, a nie byłam nawet w połowie swojego celu. Byłam spóźniona piętnaście minut, a tyle samo zajmowała mi dalsza droga. Przez to, że straciłam rachubę czasu, teraz zostanę ukarana i jutro czas mojego wyjścia, skrócony będzie dwa razy tyle ile się spóźniłam. Gdyby przynajmniej jechał ten przeklęty autobus, ale oczywiście uciekł mi sprzed nosa. Prawie biegłam by moja nieobecność nie była aż tak długa. Walczyłam o każdą sekundę spędzaną poza domem dziecka, a teraz tak po prostu się spóźnię. Przestrzegałam każdej zasady, a to jedno przewinienie odbierze mi jedyną rzecz jaką posiadam i na jakiej mi jeszcze zależy.
  Potknęłam się o dziurę w chodniku przez co wylądowałam na ziemi. Przeklęty chodnik! Podniosłam się i otrzepałam ubrudzone spodnie, ale tylko roztarłam błoto. Ruszyłam dalej mimo bólu jaki przeszywał moją nogę. Za chwilę przejdzie, a ja przecież muszę iść dalej.
  Przeszłam zaledwie kilka metrów i skręciłam za róg sklepu. Widząc grupkę chłopaków stojących na mojej drodze od razu chciałam zawrócić, ale to była najszybsza droga. Zacisnęłam pięści i szybko ruszyłam wzdłuż ulicy. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej grupki. Nienawidziłam takich sytuacji, ale nie miałam wyboru. Rooney, dasz radę. Idź przed siebie jak gdyby nigdy nic. Dopingowałam się w myślach. Gdy zbliżyłam się jeszcze bliżej, jeden z nich spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się łobuzersko.
  - Cześć! - zawołał od razu.
  Jego towarzysze również obdarzyli mnie swoim spojrzeniem. Było ich pięciu co jeszcze bardziej mnie stresowało. Nie odpowiedziałam mu tylko dalej szłam. Niestety, teraz byłam w samym środku tej grupki.
  Gdy chciałam ich minąć, ten sam chłopak co wcześniej, zagrodził mi drogę.
  - Cześć!
  Ponowił próbę, ale ja kolejny raz próbowałam go minąć. Oczywiście z marnym rezultatem. Zrezygnowana stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego wściekle.
  - Przepuść mnie. - podniosłam głos, co zdziwiło nawet mnie.
  Nie mogłam pokazać mu, że ta sytuacja mnie przeraża. Nie ważne, że najchętniej uciekłabym jak najdalej stąd. Nie wolno okazywać strachu.
  - Chciałem się tylko przywitać. - powiedział rozbawiony.
  - Śpieszę się.
  Kontynuowałam udowadnianie mu, że naprawdę nie mam czasu na bezsensowne pogawędki.
  - Matty. - przedstawił się wyciągając w moim kierunku dłoń.
  Wpatrywałam się w niego ze zrezygnowaniem. Ja nie zamierzałam mu się przedstawiać.
  - Chce przejść. - przypominam mu.
  - Healy, nie warto. Spójrz na nią. Wygląda jakby nigdy nie miała styczność z lusterkiem. To jakaś...
  - Zamknij się! - warknął na niego Matty. - Nie mów tak na nią.
  Odsunął się kawałek i od razu wykorzystałam ten moment jako ratunek. Szybko przeszłam obok niego i pobiegłam przed siebie. Łzy cisnęły mi się do oczy.
  Skąd mógł wiedzieć, że ubrudziłam się, gdy upadłam na mokry chodnik? Skąd mógł wiedzieć, że włosy roztrzepały mi się na głowie, bo biegłam za autobusem? Zawsze najłatwiej jest kogoś oceniać. On zaraz pójdzie do ciepłego domu, a ja będę musiała się tłumaczyć przed jakąś wściekłą kobietą, która nie toleruje spóźnień.
  - Zaczekaj! - usłyszałam za plecami.
  Chłopak zrównał się ze mną i złapał za moją rękę, żeby mnie zatrzymać. Stanęłam w miejscu wyszarpując nadgarstek z jego uścisku.
  - Zostaw mnie!
  - Jak masz na imię?
  - Rooney. - odpowiedziałam w końcu.
  Brunet uśmiechnął się zadziornie.
  - Wierzysz w przeznaczenie?
  - Nie. - burknęłam pod nosem oburzona.
  - Moim jest dbanie o ciebie.
  - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - zdziwiłam się słysząc jego słowa.
  - Nie, ale wierze, że ty w nią wierzysz. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
  - Chyba zwariowałeś.-  stwierdziłam ruszając dalej, a Matty oczywiście poszedł za mną. - Przecież nie jestem ładna, więc czego ode mnie chcesz? - chłopak znowu mnie zatrzymał.
  - To prawda.-  znowu pojawił się ten jego łobuzerski uśmiech. To zabolało. - Bo ty jesteś piękna.
  Złapał moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Chciałam się odsunąć, ale obejmował mnie jedną ręką w pasie.
  Czułam się przy nim tak dziwnie. Sposób w jaki do mnie mówił i to jak mocno obejmował moją talie pozwoliło mi wierzyć, że będę kiedyś dla kogoś ważna.
- Niedługo nie będziesz widziała poza mną świata, obiecuje. Nikt nie ma prawa cię obrażać, pamiętaj. Inaczej przywita się z moim prawym sierpowym. Na niego też przyjdzie pora. - spojrzał w kierunku swoich znajomych. - Ale najpierw cię odprowadzę.

  - Rooney? - z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
  Spojrzałam na chłopaka, który właśnie usiadł obok mnie. Zayn. Znowu poczułam te dziwne uczucie w moim żołądku. Dlaczego to wszystko jest takie trudne.
  - Zayn, musimy przestać się widywać. To i tak zaszło już za daleko. - westchnęłam.
  - Dlaczego? Znowu ci groził? - przymknęłam powieki.
  Kiedyś tyle nas łączyło, a teraz? Bałam się o to, że zabije niewinnego chłopaka.
  - To jest już zbyt poważne, żeby tak po prostu go lekceważyć. On zrobi ci krzywdę, jeśli kolejny raz się spotkamy.
  - Rooney...
  - Zayn, on jest zdolny do wszystkiego, rozumiesz? Powiedział, że cię zabije. To już nie jest tylko grożenie. On naprawdę to zrobi.
  Czułam jak łzy zalewają moje oczy. Nienawidziłam czuć się bezsilnie.
- Strasznie cię lubię, dlatego musimy zerwać kontakt.
  - Będziemy spotykać się za miastem, a tu będziemy udawać, że już się nie kontaktujemy. - od razu pokręciłam przecząco głową.
  - Nie będę ryzykowała.
  Jedna pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Zaraz za nią pociekły kolejne.
  Zayn wstał podając mi swoją dłoń, którą od razu chwyciłam. Stanęłam obok niego. Chłopak wytarł moje mokre policzki, a następnie położył na nich swoje dłonie.
  - Nie płacz, proszę. Zaufaj mi, Rooney. - szepnął.
  Jego głos był tak bardzo łagodny. Zacisnęłam usta, które teraz utworzyły prostą linię.
- Twoje łzy łamią mi serce. - wyszeptał wpatrzony w moje czerwone oczy.
  Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że najbardziej na świecie chce właśnie jego przy sobie, ale nie mogłam. Co stało by się później? Nie mogliśmy być ze sobą. Poza tym prawie się nie znaliśmy. On próbował mi tylko pomóc, tak jak robią to przyjaciele.
  Zrobiłam mały krok do przodu i przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej. Czułam jego perfumy, które starałam się zapamiętać. Jego ciepło w tej chwili było dla mnie czymś wyjątkowym, a świadomość, że właśnie mnie obejmował jeszcze bardziej mnie pocieszała. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, a pomiędzy palcami trzymałam materiał jego koszulki.
- Rooney, chodź pokażę ci coś. - szepnął do mojego ucha.
  Nie chciałam się od niego odsuwać. Tak bardzo chciałam coś dla niego znaczyć. Zrobiłam niewielki krok do tyłu. Wydawało mi się, że jesteśmy bardzo daleko od siebie. Szatyn uśmiechnął się do mnie, ale nie był to ten sam wesoły uśmiech jakim obdarzał mnie zazwyczaj, ten był smutny.

~~*~~

Uważam, że bardzo dobrze wyszło mi wspomnienie Rooney. :D Nie sądziłam, że napisze to tam dobrze. Szkoda, że nie pisze tak zawsze, ale nie ważne. xd Rozdziały nie będą się pojawiać teraz zbyt często, ponieważ muszę się uczyć, bo niedługo koniec pierwszego semestru. Poza tym nie kupiłam jeszcze nowego komputera i nadal męczę się na tym gracie. :/

Zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. :D

Zapraszam:

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 9

  Gdy rano wstałam, Matt nadal leżał obok mnie. Nie spał, ale wzrok utkwiony miał w suficie. Chyba zauważył, że się obudziłam, bo na kilka sekund przymknął powieki, a następnie wrócił do poprzedniego obiektu zainteresowań. Przez jego czoło przechodziła teraz długa zmarszczka.
  - Dobrze się wczoraj bawiłaś? - spytał kpiąco.
  Usiadłam, po czym chciałam wstać, ale w ostatniej chwili złapał za moją rękę i pociągnął z powrotem na łóżko. Nachylił się nade mną i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy.
- Odpowiedź, Rooney.
  - Bardzo. - warknęłam, próbując się wyswobodzić spod jego ciała, które teraz przylegało do mojego.
  Uśmiechnął się, co naprawdę mnie zdziwiło, ale po nim można było się wszystkiego spodziewać.
  - Myślałem, że weźmiesz sobie moje wczorajsze słowa bardziej do serca, kochanie. Najwyraźniej nie wyrażam się wystarczająco jasno, więc przepraszam. Postaram się to zmienić.
  - Odsuń się ode mnie.
  O dziwo zrobił to, ale wstał z łóżka w tym samym momencie co i ja. Stanął obok mnie.
  - Jesteś tylko moja, rozumiesz? Jeśli tak trudno pojąć ci to czego chce, to rozpierdole mu łeb.
  Jego groźba wstrząsnęła moim ciałem. Wyobraziłam sobie ten okropny widok. Bez słowa podeszłam do szafy. Zaczęłam w niej szukać ubrań, które mogłabym dzisiaj ubrać.
  Nagle poczułam na biodrach jego ręce. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zacisnęłam mocno powieki. Zostaw mnie! Proszę! Odejdź i nie wracaj! Jego usta musnęły mój obojczyk. Czułam do niego obrzydzenie.
  - Nie chce z tobą walczyć, Rooney. - szepnął odsuwając się i zostawiając mnie samą.
  Nienawidzę go za to. Miesza mi w głowie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Próbuje za każdym razem udowodnić mi, że to tylko i wyłącznie moja wina. Czy ja tak dużo oczekiwałam od życia? Chce kochać i być kochaną przez faceta, który by mnie szanował. Czy to naprawdę aż tak wiele? Zaczynam wątpić w istnienie mojej miłości do Matta. Jak można kochać kogoś tak okrutnego?

  Ten dzień był naprawdę dziwny i inny od wszystkich. Matt cały dzień był w domu. Od rana do teraz nie wyszedł nawet na chwilę. Zawsze nie było go przynajmniej przez pół dnia, a teraz było już południe, a on nadal tu był. Na dodatek siedział w salonie i nad czymś znowu myślał. Miałam tylko nadzieję, że nie jestem powodem tych myśli. Podejrzewałam, że coś się stało, ale nie mogłam go o to spytać. Nie chciałam siedzieć z nim w salonie, bo pewnie zaraz znalazłby jakiś pretekst do kłótni, więc siedziałam na huśtawce i czytałam książkę. Postanowiłam jednak zrobić sobie krótką przerwę i napisać smsa do Zayna.

Hej. :) Jak noga Harryego?

  Ta sprawa ciekawiła mnie znacznie bardziej niż książka, którą czytałam. Najchętniej wymknęłabym się po cichu z domu i sama sprawdziła. W końcu to przeze mnie się skaleczył. Gdyby nie jego troska o moje stopy, wszystko byłoby dobrze i Harry mógłby tańczyć dalej. Naprawdę jest mi go szkoda. Nawet nie mogę iść go teraz odwiedzić.
  Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Zayn. Właściwie to sama mogłam do niego zadzwonić.
  - Hallo?
  - Wszystko w porządku. Nie musisz się martwić. - zapewnił mnie Malik. - Gdy Harryemu zszywali nogę, ja spałem w poczekalni. - zaśmiałam się.
  - Pozdrów go ode mnie.
  - Nie przyjdziesz do nas? - ciężko westchnęłam.
  - Nie wiem, wątpię.
  - A jak u ciebie? Wszystko w porządku?
  Wiedziałam o co mu chodzi. Pytał o sytuację z Mattem.
  - W najlepszym. - mruknęłam.
  - Szkoda, że się nie zobaczymy. Wczoraj było naprawdę fajnie. - uśmiechnęłam się.
  - Żeby mnie zobaczyć musisz tylko podejść do okna, więc nie jest tak źle.
  Usłyszałam w komórce jego kroki, a później zobaczyłam go w oknie na pierwszym piętrze.
  - Nie zmieniłaś się od wczoraj. - znowu się zaśmiałam.
  Spojrzałam przed siebie i prawie zakrztusiłam się własną śliną. Matt ze skrzyżowanymi rękami na piersi, stał oparty o framugę okna i wpatrywał się we mnie podejrzliwie.
  - Muszę kończyć, Alison.
  Szybko się rozłączyłam chowają telefon do kieszeni. Poprawiłam się na poduszce i spojrzałam na książkę, którą nadal trzymałam.
  - Z kim rozmawiałaś? - spytał z uniesioną brwią.
  - Z Alison.
  - To ciekawe. Czeka na ciebie w korytarzu i nie wydaje mi się, żeby z tobą rozmawiała.
  Wpadłam ze swoim kłamstwem. Cholera! Wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Minęłam go i szybko znalazłam się w korytarzu. Alison faktyczne tu była, stała oparta o drzwi.
  - Rooney! - odwróciłam się.
  Matt podszedł do mnie bliżej.
- To moje ostatnie ostrzeżenie. - warknął, a ja przymknęłam powieki, żeby się nie rozpłakać.
  Przecież on nie może nikomu nic zrobić, prawda? Znowu się boję. Co jeśli jednak...
  - Zamknij się, ty parszywa gnido! - otwarłam szeroko oczy słysząc słowa siostry.
  Matt podszedł do niej i uderzył ją w policzek. Nawet teraz nie potrafiłam nic zrobić, ale przecież musiałam.
  - Zostaw ją!
-   Taki sam nie wyparzony język jak u siostrzyczki. Obie tak samo głupie.
  Matt zostawił mnie samą z Alison, która od razu otwarła drzwi i wyszła. Szybko włożyłam buty, po czym pobiegłam za nią. Wyszła ona już na chodnik.
  - Ali! - zawołałam, ale dziewczyna zatrzymała się dopiero po przejściu jakichś czterech metrów.
  Podeszłam do niej, a następnie mocno przytuliłam.
- Przepraszam cię za niego.
  Jej twarz była mokra od łez. Wytarłam jej policzki. Tak bardzo przypominała mi teraz siebie. Płakałam dość często i zawsze z tego samego powodu.
  - Chciałabym ci pomóc, Rooney.
  - Muszę sobie sama radzić. Nie martw się o mnie. Jakoś dam radę.
  Mówiąc to patrzyłam w jej zapłakane oczy i wiedziałam, że muszę zmienić swoje życie. Tak dalej nie mogło być. Teraz nie cierpiałam tylko ja, ale i ona. Nic takiego nie zrobiła, a Healy ją uderzył. Nie zasłużyła na takie traktowanie.
- Alison, obiecuje ci, że od niego odejdę. - szepnęłam.
  Chyba sama nie byłam pewna swoich słów. To wszystko było zbyt skomplikowane, żeby tak po prostu coś zmienić, ale musiałam, chociaż nie miałam pieniędzy, ani żadnego miejsca zaczepnego.
  Nie chciałam pomocy od Alison. Pokochałam ją, ale niczego nie chciałam od jej rodziców. Ja swoich nigdy nie miałam i mieć nie będę. To, że Ali mnie odnalazła nic nie znaczyło. Nie chciałam nawet poznawać tych ludzi. Gdy byłam młodsza zawsze sądziłam, że rodzice po mnie przyjdą, że zostawili mnie tylko na jakiś czas. Nigdy ich nie poznałam. Teraz, gdy miałabym możliwość dowiedzenie się kim są, ja tego wcale nie chce. Dlatego sama muszę sobie poradzić. Wszystko będzie tak jak do tej pory.

~*~

Rozdział trochę krótki, ale jest dosyć fajny. :P Komputer mi się psuje, więc mam trudności z dodawaniem i dlatego też was nie informuje. -,- Niedługo będę miała laptopa, więc wszystko wróci do normy, ale jak na razie muszę się męczyć. :/

Zapraszam:
http://ask.fm/opowiadanianiki

Nika xx