wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 15

   To było nowe doświadczenie siedzieć z Healym przy jednym stole i jeść naleśniki. Może kiedyś jeszcze było to możliwe, ale później wszystko się zmieniło, Matt się zmienił. Nadal trudno było mi oswoić się z prawdą, którą mi powiedział. Może gdzieś w podświadomości zdawałam sobie z tego sprawę, ale oswojenie się z tym, było cholernie trudne.
- Muszę na chwilę wyjść. - oświadczyłam wkładając do zlewu swój talerz.
Matt nie odezwał się od razu. Przez chwile mi się przyglądał, po czym spuścił wzrok.
- Chcesz iść do niego, prawda?
Głos miał obojętny, tak samo jak wyraz twarzy. Chciałam wiedzieć o bym w tej chwili sobie myślał, ale nie posiadałam daru czytania w cudzych myślach.
- Muszę pogadać z Zaynem. To nie potrawa długo, więc zaraz wrócę.
Chłopak tylko w zamyśleniu pokiwał głową. Skoro chciał, żebym mówiła mu prawdę to właśnie ją otrzymał. Nie chce już niczego ukrywać. Źle się z tym czułam, ale byłam zmuszona do kłamania. Bałam się, ale teraz było inaczej.
- Zaraz wrócę. Nie idź nigdzie.
Brunet nawet na mnie nie spojrzał. Musiałam mieć tylko nadzieje, że zostanie w domu. Jak na jego standardy przebywania tu to i tak trwało to już dość długo. Zwykle wychodził i wracał o różnych porach dnia lub nocy. Czasami pijany od razu szedł spać, więc było tak jakby wcale go tu nie było. Życie z Mattem nigdy nie wydawało się być proste, więc z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Teraz zaczęło mi się wydawać, że coś może się zmienić, ale w gruncie rzeczy miałam obawy, że to tylko moje złudzenia. Nikt nie potrafi zmienić się z dnia na dzień, a tym bardziej ktoś kto był uzależniony.

   Weszłam do salonu za Zaynem i od razu się uśmiechnęłam. Harry leżał na kanapie i jadł chipsy oglądając telewizor. Chyba miał się dobrze co bardzo mnie ucieszyło.
- Cześć, loczku. - zawołałam wesoło.
Styles od razu usiadł robiąc mi miejsce. Uśmiechnął się do mnie i poklepał miejsce obok siebie.Bez słowa usiadłam obok niego. Nie ważne, czy miałam na to ochotę, czy też nie. Kto odmówiłby widząc jego piękny uśmiech?
- Wreszcie do nas przyszłaś. - stwierdził ucieszony. - Zayn przynieś jakieś wino.
- Nie pije z wami po ostatnim razie. - słabo się zaśmiałam. - Poza tym przyszłam porozmawiać z Zaynem.
- Czuje się odrzucony, Rooney. Powiedz jeszcze, że mam oddać wam salon, telewizor i chipsy.
- Chodź, Rooney.
Oboje poszliśmy do kuchni, gdzie Zayn oparł się o blat, a ja stałam pośrodku pomieszczenia. Skubałam rąbek koszulki i niepewnie spoglądałam na chłopaka. Tak trudno mi było zacząć, ale w końcu musiałam coś powiedzieć.
- Chciałam cię przeprosić.
- Za co? - zdziwił się.
- Za całe to zamieszanie z Mattem. Nie chciałam, żeby zobaczył cię jak się obudzi, dlatego wolałam, żebyś już poszedł.
- Wiem o tym.
- Wszystko się teraz skomplikowało i nie mogę go zostawić. Muszę mu pomóc.
- Nie wiem, w czym możesz pomóc temu idiocie. Po tym co ci zrobił powinnaś odejść.
- Zayn, nie mów tak. Jestem mu to winna.
- To twoja decyzja, a ja nie mam zamiaru się w to wtrącać. - wzruszył ramionami.
- Jeszcze raz cię przepraszam. Muszę już iść, ale spotkamy się niedługo, prawda?
- Jasne.
Pożegnałam się z nimi i wróciłam do domu. Inaczej wyobrażałam sobie tą rozmowę, ale mogłam się spodziewać, że Malik nie będzie zbytnio zadowolony. Nadal miałam zamiar spędzać z nim czas, bo był moim... przyjacielem. Gdy weszłam do domu usłyszałam głos Healyego.
- Powiedziałem jej. - mruknął. - Powiedziała, że chciała ode mnie odejść... Czuje się dzisiaj okropnie. Nie wiem jak to wytrzymam... Okej, przyjdę. Na razie.
Weszłam do salonu, bo tam właśnie był Matt. Stał na środku pokoju z telefonem w ręku. Słysząc moje kroki, odwrócił się do mnie przodem. Powoli ruszyłam w jego kierunku, a gdy byłam już wystarczająco blisko, objęłam rękoma jego kark. Uważnie przyglądałam się jego twarzy. Był taki blady.
- Matt. - szepnęłam. - Muszę ci pomóc tak jak ty pomogłeś kiedyś mi.
- Kiedy ci pomogłem, Rooney? - prychnął.
- Kochałeś mnie... kiedy nikogo nie miałam.
- Nadal cię kocham. - powiedział jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
To miło miłe. Nie pamiętam kiedy ostatnio mi to powiedział.
- Gdzie teraz idziesz?
- Napić się z Alexem. Zaproś Alison. Ja wrócę późno.
- Obiecaj mi coś.
Chłopak patrzył na mnie czekając na dalsze słowa.
- Nie będziesz brał. Pójdziesz się tylko napić.
Skinął głową, po czym pocałował mnie w czoło.
- Baw się dobrze. - powiedział idąc w kierunku sypialni.
Zrobiłam tak jak radził mi Healy. Od razu zadzwoniłam do siostry i zaprosiłam ją do siebie. Miała przynieść jakiś film. Alison jak zwykle była entuzjastycznie nastawiona. Gdy tylko usłyszała o babskim wieczorze, pisnęła do słuchawki i powiedziała, że nie może się doczekać. Jak zwykle jej osoba potrafiła poprawić mi humor.

   Otuliłam się ciepłym kocem, a kawałek przycisnęłam do swojego policzka. Patrzyłam na ekran telewizora, chociaż trudno było mi skupić całą swoją uwagę na filmie. Cały czas myślami byłam z Healym. Zastanawiałam się nad tym co robi i czy na pewno dotrzyma obietnicy i niczego nie weźmie. Przez ostatnie wydarzenia kompletnie nie miałam do niego zaufania. Pozostała mi tylko wiara, że będzie dobrze.
- Boże, ale on słodki! - wykrzyknęła Alison.
Zdezorientowana spojrzałam na siostrę marszcząc czoło. Nie miałam pojęcia co stało się w filmie, bo kompletnie odleciałam.
- Powiedział jej, że ją kocha. - pisnęła podekscytowana blondynka.
Chwyciłam za poduszkę, którą miałam za plecami i rzuciłam nią w siostrę.
- Przestań się tak ekscytować. - zachichotałam. - Po prostu przyznaj, że podoba ci się ten aktor. Co chwile powtarzasz, że jest słodki.
Alison przewróciła oczami i wyszczerzyła się.
- Kocham go! - wykrzyknęła przytulając do siebie poduszkę.
W tym samym czasie telewizor zgasł. Zdezorientowana spojrzałam na Alison. Na początku myślałam, że wyłączyła telewizor, ale to ja miałam pilot. Wstałam i podeszłam do kontaktu, żeby zapalić światło.
- Prąd siadł. - mruknęłam. - Już nie zobaczysz tego swojego pięknego aktora. - zachichotałam widząc minę Alison.
- Życie jest nie fair. - westchnęła zrezygnowana.
Podeszłam do okna, żeby zobaczyć, czy sąsiedzi mają prąd, ale w ich oknach również było ciemno. Ruszyłam więc w poszukiwania swojego telefonu. Po drodze oczywiście uderzyłam stopą o sofę. Jęknęłam przeklinając pod nosem na przeklęty mebel. Chwyciłam za telefon leżący na kanapie i wybrałam numer Zayna. Jak zwykle, gdy miałam problem dzwoniłam do niego.
- Cześć, Rooney. - przywitał mnie jego miły głos.
- Hej, Zayn. Macie prąd? - spytałam uśmiechając się.
- Mamy, a co chcesz pożyczyć? - zaśmiał się.
- Jasne, byłoby miło z twojej strony. Przyjdziesz zobaczyć co się stało?
- Okej, zaraz będę. - powiedział rozłączając się.
- Zaraz zacznę podejrzewać, że to woja sprawka. - zachichotała Alison. - Chcesz go tu zwabić po pretekstem braku prądu.
- Ali, nie wiem, czy zauważyłaś, ale nie ma prądu.
Blondynka wstała i zaczęła poprawiać włosy. Wyglądała tak zabawnie, gdy szybko poprawiała swój wygląd. Wygładziła ręką swoją koszulkę, która teraz była strasznie pomięta. Podeszłam do niej i rozczochrałam jej włosy.
- Ej! - zawołała oburzona. - Niszczysz moje pierwsze wrażenie!
Jej rozpaczliwy głos cholernie mnie rozbawił.
- Jak zobaczy tą twoją pomiętą bluzkę to ucieknie. - zażartowałam.
- Gdzie masz żelazko? - pisnęła.
Usłyszałam pukanie do drzwi i pobiegłam otworzyć.
- Nie ma prądu, kochanie. Nie uprasujesz bluzeczki.
Nie potrafiłam się nie śmieć z siostry. Tak strasznie chciała zrobić dobre wrażenie na Zaynie. Otworzyłam drzwi wejściowe i oczywiście zobaczyłam Malika. Uśmiechnęłam się i wpuściłam go do środka.
- Z czego się śmiejesz? - spytał zdezorientowany.
Gdy chciałam odpowiedzieć, dostałam poduszką w plecy. Schyliłam się po nią nadal chichocząc.
- Ale ty jesteś dziecinna. Ja nie uderzyłabym cię poduszką! - zawołałam. - Przepraszam cię, ale pewna osoba przez ciebie wpadła w szał.
- Przeze mnie? - zdziwił się.
- Zabije cie, Rooney! - zagroził mi rozbawiony głos z salonu.
- Przez te twoje piski straciłyśmy prąd. - zachichotałam stając w progu salonu. - Zrób sobie z koca sukienkę to nie będzie widać tej pomiętej bluzki.
Obok mnie stanął Zayn spoglądając do salonu. Alison z obrażoną miną stała na środku pokoju. Rzuciłam poduszkę na sofę i spojrzałam na Zayna.
- Cześć. - przywitał się z Alison.
Ta zaś nieśmiało mu odpowiedziała. To była zupełnie inna Ali.
- Gdzie masz bezpieczniki? - spytał.
- W korytarzu. - odpowiedziałam wskazując na ścianę.
Wyciągnęłam z szafki latarkę i podałam ją Zaynowi. Pokazałam mu gdzie dokładnie są bezpieczniki. Chłopak szybko włączył nam z powrotem prąd.
- Wybiło korki.
Już w głowie słyszałam głos Alison, który mówi, że to z powodu seksapilu aktora. Tak, zdecydowanie to wyjaśnienie było w jej stylu. Była tak zafascynowana tym głupim aktorem, że chyba tylko z jego powodu przyniosła ze sobą ten film. Zayn od razu, gdy nam pomógł, wrócił do domu. Zaproponowałam mu, żeby z nami został, ale odpowiedział, że nie ma teraz czasu. Zdecydowanie nie chciał zostać. Podejrzewałam, że jest zły po naszej dzisiejszej rozmowie.

~~*~~

Niezbyt udany rozdział, ale starałam się. :P Jakoś nie miałam pomysłów co do niego. :/ Na kolejny mam mały zarys tego co chce napisać. :) Postaram się go dodać szybciej niż ten. :3 Mam nadzieje, że nie gniewacie się na mnie.
Zapraszam was też do czytania mojego drugiego opowiadanie. Dodaje je na facebooku. :) Jest prawie skończone, więc jest dużo rozdziałów do czytania. :3 Pisze też inne opowiadanie na tej stronie (Memory). :)

Nika

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 14


  Moje ciało unosiło się i powoli frunęło. Jak chmura po niebie, tak samo ja teraz frunęłam. Przytulona do ciepła, do swojego osobistego słońca, słyszałam bicie, jakby moje słońce miało serce. To było dziwne. Czy słońce miało serce? Prawdziwe bijące serce? To moje najwyraźniej miało. Teraz czułam jak powoli opadamy, aż w końcu ciepło mnie opuściło. Moje słońce odeszło, a ja chciałam odejść wraz z nim. Poczułam pod sobą coś miękkiego. Może byłam aniołem, który leżał na chmurze? A słońce odeszło, bo była noc i zastąpiło je księżyc? Nawet anioły potrzebowały odpoczynku, a tym bardziej słońce. Coś delikatnego musnęło moje czoło. To było coś przyjemnego. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu zadowolenia. Było mi tu dobrze. Skoro tu byłam to musiało być to moje miejsce na świecie. Byłam aniołem i posiadałam swoje ukochane słońce, które miało serce. Kocham cię - wyszeptało do mojego ucha, gładząc mój pliczek. Chciałam powiedzieć, że ja je też, ale żadne słowo nie potrafiło przedrzeć się przez moje usta. Może anioły nie mówiły? Więc zamiast się odezwać nadal się uśmiechałam. To była moja odpowiedź i taka musiała wystarczyć.

  Gdy się obudziłam, przedarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w sypialny w swoim łóżku. Wydawało mi się, że zasnęłam w fotelu w salonie. Przypomniałam sobie wczorajszy dzień, więc szybko wstałam z łóżka, przez co zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam na chwile powieki, a gdy doszłam do siebie, szybko wyszłam z pokoju. Spojrzałam na pustą kanapę. Była tam tylko poduszka i koc, który dzień wcześniej tu przyniosłam. A gdzie był Healy? Spojrzałam więc w stronę okna i tam go zobaczyłam. Opierał się o framugę i palił papierosa. Nie patrzył w moją stronę, ale na pewno mnie słyszał. Poczułam taką cholerną ulgę widząc go całego i zdrowego. Z jednej strony chciałam do niego podbiec i mocno przytulić, a zaś z drugiej chciałam na niego krzyczeć i obwinić za to jak cholernie się martwiłam. Ale nie zrobiłam tego. Stałam i po prostu na niego patrzyłam. Sama nie wiedziałam co zrobić. Czułam się rozbita. Powinnam coś zrobić. Cokolwiek. Czułam się tak jakby moje nogi wrosły mi w podłogę. Oparłam się plecami o ścianę. Wtedy przypomniałam sobie sen i wszystko zrozumiałam. To nie był sen tylko rzeczywistość. Healy musiał mnie zanieść do łóżka, gdy się obudził. Łzy wypełniły moje oczy. Osunęłam się na podłogę i spuściłam głowę. To wszystko kompletnie nie miało sensu.
  - Rooney? - usłyszałam jego głos.
  Klęknął obok mnie, po czym usiadł obok mnie. Czułam od niego zapach nikotyny. Chłopak przez chwile po prostu siedział obok mnie, ale w końcu to się zmieniło. Oparł swój łokieć na kolanie i trzymał w górze dłoń.
  - Stay with me forever... - nie odezwałam się, ale on czekał dalej.
  - ...and love my faults. - powiedziałam w końcu po długim milczeniu.
  Nadal trzymał rękę w górze czekając aż przyłożę swoją, ale zamiast tego położyłam dłoń na jego naszyjniku zawieszonym na szyi. Wisiał na nim pierścionek taki sam jak mój. Ja miałam swój na palcu. Nigdy go nie ściągałam, bo w pewnym sensie miał dla mnie jakieś znaczenie. Na moim wygrawerowane było zdanie, które Matt przed chwilą wypowiedział, a na jego to, które powiedziałam ja. Zostań ze mną na zawsze i kochaj moje wady. To było coś więcej niż tylko pierścionki. To była obietnica. On miał mnie zawsze kochać, a ja miałam mu zawsze wybaczać. Układ idealny. Matt ujął w dłoniach moją twarz, tak jak ja zrobiłam to wczoraj i starł kciukami moje łzy.
  - Gdzie Alex? Rozmawiałeś z nim? - zapytałam.
  - Rozmawiałem i poszedł do domu.
  Matt w takiej chwili spojrzałby na mnie podejrzliwie i pewnie zastanawiał by się dlaczego o to pytam, ale nie w tej chwili. Teraz patrzył na mnie z troską, której tak dawno w nim nie widziałam.
  - Alex, opowiedział mi o tym co się wczoraj stało, bo nic nie pamiętałem. Chyba trochę wszystko podkoloryzował. - westchnął spuszczając wzrok.
  Zabrał swoje ręce i oparł się plecami o ścianę.
  - Co dokładnie ci powiedział? - zapytałam.
  Healy wstał i ruszył wolnym krokiem w kierunku okna. Pewnie znowu chciał zapalić. To było do niego podobne.
  - Że gdy tu przyszedł to klęczałaś obok krzesła, płakałaś i cały czas do mnie mówiłaś. - prychnął. - Idiota. Oczywiście, że tak nie było.
  Wstałam i poszłam za Healym na taras. Gdy stanęłam w drzwiach, on już odpalał papierosa.
  - Więc twoim zdaniem jak było? - warknęłam. - Co ty sobie wyobrażasz, Matt?!
  Spojrzał na mnie unosząc jedną brew. Zrobiłam krok do przodu zmniejszając odległość między nami.
  - Tak trudno ci uwierzyć w to, że się bałam... o ciebie? - mruknęłam.
  Chłopak przybliżył swoje ciało do mojego, wplótł palce w moje włosy i odchylił moją głowę do tyłu.
  - Chciałem po prostu usłyszeć to z twoich ust. - szepnął.
  Przyłożył swoje czoło do mojego patrząc w moje oczy. Przeszedł mnie dreszcz.
  - Co jeszcze mówił?
  Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
  - A jest coś czego nie powinienem wiedzieć, kochanie? - spytał z nutą rozbawienia w głosie.
  Odsunęłam się od niego i oparłam plecami o ścianę. Wiedział. Alex powiedział mu, że Zayn tu był. Myślałam, że zachowa to dla siebie. Idiota. Spojrzałam w bok by uniknąć spojrzenia Matta.
  - Szpiegujesz mnie.
  - Okłamujesz mnie.
  - Bo się wściekasz, gdy znasz prawdę.
  Spojrzałam na niego. Nie wyglądał na złego. To było do niego kompletnie nie podobne. Co się stało z tym cholernym dupkiem? Teraz powinien powiedzieć mi coś niemiłego, zagrozić, że zrobi coś moim bliskim albo chociaż się zdenerwować. Zamiast tego wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Byłam przygotowana na jakiś jego wybuch wściekłości, ale on nie nadchodził.
  - Niczego nie rozumiesz. - westchnął.
  - To mi wyjaśnij. Czy to takie trudne? Kiedyś potrafiliśmy normalnie rozmawiać, a teraz? Co się takiego zmieniło?
  Mój głos się łamał, a ja razem z nim. Chciało mi się krzyczeć, ale nie potrafiłam. Starłam z policzka samotną łzę. To wszystko tak strasznie mnie bolało. Matt położył dłonie na moich biodrach i cały czas na mnie patrzył. Sama też zaczęłam mu się przyglądać i zaczęłam dostrzegać coś czego wcześniej nie widziałam. Healy miał podkrążone oczy, blada twarz i wyglądał na wychudzonego. Dlaczego nie zauważyłam wcześniej, że jest w tak fatalnym stanie? Uniosłam rękę i dotknęłam jego policzka. Musiałam o niego zadbać. Matt nie odpowiedział na moje pytania, więc zaczęłam znowu mówić.
  - Wiesz, że jeszcze wczoraj byłam gotowa od ciebie odejść? - powiedziałam po czym zacisnęłam usta.
  - I co się zmieniło? Kochaś nie chce cię u siebie? - prychnął.
  Odsunął się ode mnie i widać było, że go to zabolało. Podszedł do stołka, na którym wczoraj siedzieliśmy i kopnął go tak, że teraz leżał na trawniku. Ruszyłam za nim i od razu złapałam za jego ramie, ale on od razu mi się wyrwał.
  - Chciałam to zrobić ze względu na siebie i Alison. Uderzyłeś ją i  to wtedy uświadomiłam sobie, że to wszystko naprawdę zaszło za daleko. Chciałam odejść.
  Mój głos drżał, tak jak całe moje ciało. Healy kopnął kolejne krzesło. Stanęłam przed nim kładąc ręce na jego torsie.
  - Nie odejdę. - wyszeptałam.
  Chłopak przez chwile się wahał, ale w końcu położył swoją głowę na moim ramieniu. Jego włosy łaskotały mój policzek i przypomniały mi się dawne lata, a właściwie jedna konkretna scena.

  Od kilku tygodni nie widziałam Matta. Tak strasznie mi go brakowało. Szukałam każdego rozwiązania by tylko się z nim spotkać. Każdej nocy szlochałam wciskając twarz w poduszkę. Czułam jak moje serce rozdziera się na maleńkie kawałeczki.
  Tym razem było tak samo. Jak każdej nocy Evanna przychodziła do mojego pokoju zajrzeć, czy jestem już w łóżku. Stał w drzwiach i patrzyła na mnie z ukosa.
  - Nie płacz głupia dziewczyno! - powiedziała stanowczym głosem. - Nie mogę już tego słuchać.
  Miałam ochotę krzyknąć, żeby się stąd wynosiła, ale nie potrafiłam. Zamiast tego rozpłakałam się jeszcze bardziej.
  Oni mnie nienawidzili, bo miałam Matta. Nie potrafili zrozumieć mojej miłości do tego chłopaka. Dla nich był tylko złodziejaszkiem, który nie miał perspektyw na przyszłość. Miałam tylko jego, a teraz oni mi to odebrali. Tylko on mnie naprawdę kochał. Tęskniłam za widokiem tych błyszczących oczu, uśmiechu, który powodował, że sama nie potrafiłam się nie uśmiechać.
  - Dlaczego jesteś taka uparta? - mruknęła kobieta. - Dajemy ci wszystko i próbujemy zrobić z ciebie kogoś z przyszłością, a ty tak się nam odwdzięczasz? Jest tylu chłopaków, a ty wybrałaś sobie akurat takiego. Spójrz chociażby na syna sąsiadów. Chce zostać prawnikiem, a ten twój Matt? Kim chce być? - wciągnęła głośno powietrze. - I tak nie pozwolę ci się z nim spotkać, a twój płacz to tylko strata czasu. Miłej nocy.
  Zamknęła drzwi zostawiając mnie kompletnie samą. Tak bardzo chciałam mieć normalne życie. To doprowadzało mnie do szaleństwa. Ciągłe zakazy i rozkazy. Tak jakbym była ich marionetką, a oni sterowali moją osobą. Nie mieli takiego prawa.
  Wytarłam policzki z łez i podeszłam do krzesła, na którym zostawiłam swoje ubrania. Spojrzałam na białą koszule i bawełnianą spódniczkę. Nawet nie mam własnego stylu. Ubieram te szmaty tylko po to by ich zadowolić.
  Szybkim krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansy i czarny top. To były moje prawdziwe ubrania. Szybko przebrałam się w rzeczy, które wybrałam. Później już tylko podeszłam do okna, które otwarłam na oścież. Dobrze, że przynajmniej miałam pokój na parterze. Usiadłam na parapecie i wychyliłam się na zewnątrz, żeby upewnić się, że na dworze nikogo nie ma. Później przerzuciłam nogi przez okno i zeskoczyłam na dół. Teraz zostało mi puścić się biegiem w kierunku furtki.
  Gdy byłam już kilka metrów poza bramą mogłam trochę zwolnić. Byłam wolna! Uciekłam i czułam się z tym wspaniale. Zrobiłam coś na co sama miałam ochotę. Dość szybkim tempem szłam w kierunku miejsc gdzie zwykle mogłam spotkać Matta.
  Noc była ciepła, więc nawet przyjemnie było iść na mój ''spacer''. Księżyc świecił wysoko na niebie, co było naprawdę ślicznym widokiem. Nagle wszystko wydawało się piękniejsze.
  Gdy szłam ulicami gdzie zwykle można było spotkać Healyego, rozglądałam się dookoła szukając jego znajomej postaci. Nigdzie go nie było, więc szłam dalej. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy wreszcie zauważyłam go z jakimś chłopakiem. Stał do mnie bokiem i rozmawiał z szatynem. Przyśpieszyłam swoje tempo, chociaż i tak szłam już szybko. Kiedy byłam bliżej obaj chłopacy na mnie spojrzeli. Healy obrócił się w moim kierunku i z uśmiechem na mnie patrzył. Ruszyłam biegiem i dosłownie rzuciłam się w jego ramiona. Matt prawie się przewrócił, ale na szczęście utrzymał równowagę. Od razu zaczął się śmiać.
  - Już zaczynałem planować włamanie się do twojego domu, żeby cię uprowadzić, Rooney.
  Chłopak położył swoją głowę na moim ramieniu, a rękami objął mnie w pasie. Kosmyki jego włosów łaskotały mój policzek i szyje.
  - Nie pozwalają mi się z tobą widywać, więc uciekłam przez okno. Matt, tak cholernie za tobą tęskniłam. - jęknęłam.
  - Ja za tobą też. - szepnął. - Nie pozwolimy im nas rozdzielić, słyszysz? Jak tylko będziesz miała osiemnaście lat zamieszkasz ze mną.
  - Gdy nie ma ciebie, jestem kompletnie sama. Nie chce tam wracać. - szlochałam.
  Brunet odsunął się od mnie by spojrzeć na moją twarz.
  - Damy radę, słyszysz? Skoro ty nie możesz przychodzić do mnie, ja będę przychodził do ciebie.
  - A co jeśli nas nakryją?
  - Co z tego? Będziemy razem, a razem możemy wszystko.
  Nachylił się i pocałował moje usta. Ten pocałunek był kompletnie inny niż wcześniejsze. Ten był namiętny i pełen pożądania. Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy nie całowali się od kilku lat. Tęskniliśmy za sobą, ale teraz znowu byliśmy razem. Wszystko musiało się ułożyć. W końcu jeszcze tylko kilka miesięcy i będę mogła z nim zamieszkać. Byłam już tak blisko wolności i życia o jakim zawsze marzyłam.

  - Zjemy dzisiaj razem obiad, okej?
  Matt w odpowiedzi tylko pokiwał głową, po czym się ode mnie odsunął. Oboje patrzyliśmy sobie w oczy. Szatyn westchnął i splótł ze sobą nasze dłonie.
  - Przepraszam za wszystko.
  To były szczere słowa. Chyba najszczersze jakie kiedykolwiek od niego usłyszałam. Był smutny i naprawdę żałował tego co robił. Wierzyłam mu.
  - Gdy pomyśle o tym, że ktoś inny mógłby cie dotykać wpadam w szał. Nie chce cie stracić, rozumiesz? - desperacja w jego głosie świadczyła o tym, że naprawdę mu zależało. - Żałuje, że tak się to wszystko potoczyło.
  - Matt...
  - Rooney, to nie wszystko. - westchnął spuszczając wzrok. - Uzależniłem się... od heroiny.
  Oszołomiona wpatrywałam się w jego bladą twarz. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam, że jest coś nie tak? W domu dziecka mieliśmy wykłady o skutkach zażywania narkotyków. A zażywanie heroiny prowadzi do... śmierci.
  Moje oczy wypełniły się łzami. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak źle. Obróciłam się i szybko weszłam do środka. Oparłam się ramieniem o ścianę, a następnie powoli osunęłam się na ziemie.
  Chciałam od niego odejść... Co by się stało gdybym to zrobiła? Zabiłby się tym cholerstwem, a ja nawet bym o tym nie wiedziała. Boże, nie wybaczyłabym sobie tego, ale nadal tu jestem i mogę mu pomóc, a raczej muszę.
  Wstałam na równe nogi i szybko wróciłam na taras. Healy nadal stał w tym samym miejscu. Podeszłam do niego i objęłam dłońmi jego szyje.
  - Musisz z tym skończyć, słyszysz?
  - Rooney...
  - Dla mnie, Matt. Musisz żyć dla mnie.
  Szlochałam. Nie potrafiłam pogodzić się z rzeczywistością. Dlaczego wszystko zawsze musi być tak trudne?
  - Kocham cię, Matt.
  Brunet wpatrywał się we mnie szukając jakiejś oznaki tego, że kłamałam. Przysunęłam swoją twarz do jego i pocałowałam go. To musiało wystarczyć, żeby udowodnić mu, że mówię prawdę. Nie mógł umrzeć, a ja nie mogłam do tego dopuścić. Trudno było pogodzić się z rzeczywistością, ale w gruncie rzeczy powinnam być na to przygotowana. Doskonale wiedziałam o tym, że brał. Nigdy zbytnio o tym nie myślałam, bo zawsze wydawało mi się, że Healy wie co robi, a teraz mógł umrzeć i w dodatku chciałam go z tym wszystkim zostawić.
  Pomyślałam o wszystkich miłych chwilach, które dzięki niemu przeżyłam. Byłam z nim szczęśliwa dopóki nie zaczął brać i pić. Wtedy kompletnie się zmienił, ale teraz znowu dostrzegałam tego samego Matta Healyego, który kiedyś każdej nocy przychodził do mnie przez okno. Tyle rozmawialiśmy i snuliśmy wspólne marzenia o przyszłości. Byliśmy do siebie podobni, chociaż w małym stopniu, ale byliśmy. Oboje potrzebowaliśmy kochającej osoby i nawzajem sobie to zapewnialiśmy. Byłam mu za to wdzięczna, więc po prostu musiałam mu wszystko wybaczyć i pomóc, gdy teraz potrzebował mojej pomocy.

~~*~~

Uważam ten rozdział za udany i mam nadzieje, że wy też tak sądzicie. :D Uwielbiam Matta i po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić trochę rozdziałów o nim. Ale nie martwcie się o Zayna, bo o nim nie zapomniałam i będzie w kolejnym rozdziale. :)
Byłabym wdzięczna gdybyście zostawili po sobie komentarz, bo to bardzo motywuje do pisania. :3

Nika xx