Studiowałam w myślach wczorajszy dzień. Najpierw ten chłopak, później upokarzająca scena z Mattem. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
Byłam już pod domem, gdy reklamówka z zakupami urwała mi się i wylądowała na chodniku.
- Cholera! - jęknęłam.
Tylko ja mam takie szczęście. Kucnęłam i zaczęłam zbierać zakupy. Produkty, które jeszcze chwile temu były w reklamówce, teraz leżały rozrzucone po chodniku. Nic mi się nigdy nie udaje.
Widząc, że obok mnie ktoś kucnął zszokowana spojrzałam w tamtym kierunku. Nie był to nikt inny jak chłopak mieszkający naprzeciwko mnie. Zbierając zakupy uśmiechał się. Widząc, że go obserwuje spojrzał na mnie pytająco.
- Coś nie tak? - jego głos znowu wywołał te dziwne uczucie w żołądku.
Chyba miałam motylki w brzuchu. To strasznie dziwne. Nawet Matt nigdy nie doprowadzał mnie do takiego stanu.
- Um... nikt nigdy mi w niczym nie pomagał. - powiedziałam niepewnie wzruszając ramionami.
Na chwilę między nami zapanowała cisza, ale szatyn postanowił ją przerwać.
- Widziałem cię wczoraj i wydaje mi się, że i ty mnie widziałaś. Chciałem do ciebie podejść, ale nagle zniknęłaś. - zaśmiał się.
Jego śmiech był taki miły dla uszu. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jestem Zayn. - wysunął do mnie rękę, którą bez wahania uścisnęłam.
- R...
- Rooney, co ty do cholery wyprawiasz?! - warknął zezłoszczony Matt, który akurat wyszedł z domu.
Szybko wróciłam z powrotem do zbierania zakupów, nie patrząc ani na Zayna, ani na Healyego.
- Reklamówka mi się rozwaliła. - westchnęłam.
Wstałam na równe nogi i dopiero teraz zauważyłam, że obaj mierzą się wzrokiem. Wzięłam swoje rzeczy od Zayna i delikatnie się do niego uśmiechnęłam. Następnie powoli ruszyłam w stronę domu.
- Chodź. - powiedziałam przechodząc obok Matta, który na szczęście ruszył za mną.
Byłam pewna, że w domu wybuchnie. Nie myliłam się.
- Co to było, Rooney? - krzyknął wchodząc do domu.
Nie zwracając na niego uwagi od razu poszłam do kuchni.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.- odłożyłam na stół zakupy, a następnie oparłam o niego dłonie.
Przymrużyłam oczy słysząc jego zbliżające się kroki. Szybko znalazł się za moimi plecami. Gdy zbliżył swoje usta do mojego ucha przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Nie pogrywaj ze mną.
- Nic do cholery nie zrobiłam. Skończ ze swoimi chorymi paranojami. - powiedziałam rozgoryczona.
Matt złapał za mój nadgarstek i szybkim ruchem odwrócił do siebie. Zabolało. Mój nadgarstek zaczął nieprzyjemnie piec. Skrzywiłam się, a następnie spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Nienawidziłam gdy taki był.
- Nie zwracaj się tak do mnie. - warknął.
Przez kilkanaście sekund wpatrywał się w moje oczy. Nie mógł widzieć w nich niczego innego poza bólem, który sam mi stwarzał. Jego palce się rozluźniły.
- Przecież wiesz, że cie kocham, Rooney. - jego ściszony głos w tej chwili wydawał mi się bardzo głośny. - Nigdy byś ode mnie nie odeszła, prawda? - z niepewną miną pokiwałam głową.
Matt był mistrzem manipulacji i wspaniałym aktorem. Ja za to byłam bardzo naiwną dziewczyną, która wierzyła w jego dobroć. To nie pierwszy raz, kiedy Healy najpierw wywołuje awanturę, a później mówi jaka to ja nie jestem wyjątkowa i jak to on bardzo mnie nie kocha. Puste, bezwartościowe słowa. Byłam tylko i wyłącznie jego darmową rozrywką. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogę rozmawiać z kimś innym niż on sam. W jego oczach byłam niczym i nikim. Zaczęłam się dziwić, że właściwie poświęca mi swój drogi czas. Miałam przynajmniej nadzieję, że dobrze się bawił moim kosztem.
- Wychodzę. - oznajmił niszcząc barierę, która jeszcze kilka sekund temu była przed moimi oczami.
Spuściłam głowę by nie mógł zobaczyć mojej zawiedzionej twarzy. Jak zwykle udało mu się zamydlić mi oczy i znów przywołać nadzieję na to, że może być lepiej.
Zayn
Nie potrafiłem o niej nie myśleć. Przed oczami cały czas miałem obraz jej drobnej sylwetki, samotnych oczu i pięknej twarzy anioła. Jej blond włosy powinny być rozpuszczone i dodawać jeszcze więcej uroku. Jej delikatny uśmiech powodował, że aż chciało się żyć. Była idealna pod każdym względem.
Gdy zobaczyłem ją z tym kolesiem myślałem, że zaraz mu przywalę. Przez sposób w jaki się do niej zwracał, można było wywnioskować, że przy nim cierpi. Nosiła podarte jeansy i starą koszulkę. Było mi jej żal, ale nie potrafiłem zrozumieć dlaczego z nim jest. Nie widziałem w nim nawet grama miłości do tej dziewczyny. Był głupi. Mając przy sobie kogoś tak wartościowego zrobiłbym wszystko by ją uszczęśliwić. Oddałbym wszystko za jej miłość do siebie.
- O czym znowu myślisz? - zapytał zaciekawiony Harry.
Ciężko westchnąłem.
- Niech zgodne. Znowu o niej? Jeszcze jej nie widziałem, więc nie mogę podzielać twojego zainteresowania.
- Nie mogę zrozumieć dlaczego taka dziewczyna jest z kimś takim.
- Cóż, zawsze mogła trafić gorzej. - stwierdził biorąc łyk soku.
- Co masz na myśli?
- Na ciebie. - zaczął się śmiać.
Chwyciłem poduszkę i mocno w niego nią uderzyłem.
- Debilu wylałem to na fotel! - krzyknął oburzony.
Szybko wstał z fotela i pobiegł do kuchni po ścierkę, po czym zaczął wycierać fotel. Nie potrafiłem się z tego nie śmiać.
~~*~~
To już drugi rozdział. :) Mam nadzieję, że podoba wam się opowiadanie.
Zapraszam do obserwowania i komentowania. :3
Nika